Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Molnar nie dla dzieci

Molnar Ferenc

Źródło: Wiki Źródło: Wiki Wikipedia
Wciąż mało wiemy o autorze, który powieść "Chłopcy z Placu Broni" napisał... przypadkiem.

Urodził się 28 stycznia 1878 r. w Budapeszcie w powszechnie szanowanej mieszczańskiej rodzinie. Jego ojciec Maurycy Neumann był znanym lekarzem, matka Jozefa Wallfisch miłośniczką literatury i sztuki. Ferenc chodził do kalwińskiego gimnazjum i choć nie przykładał się początkowo do nauki, maturę zdał z wyróżnieniem. W szkole wprawdzie zorganizował kółko teatralne i pisywał do gazetki ściennej, ale ciągnęło go do wojska i z tego względu po uzyskaniu pełnoletności zmienił nazwisko na popularne węgierskie – Molnar.

Zamiast do wymarzonej szkoły oficerskiej, pod wpływem ojca trafił w końcu na wydział prawa w Genewie, gdzie rodzina zafundowała mu studia. I już stamtąd zrelacjonował dla dziennika „Budapesti Hirlap” wykład włoskiego antropologa Cesare Lombroso o wrodzonych predyspozycjach przestępców, a następnie proces anarchisty Luccheniego, który zasztyletował uwielbianą i przepiękną Sissi, małżonkę cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa. Reportaże Molnara przedrukowały zagraniczne gazety i w taki oto sposób rozpoczęła się pisarska – początkowo dziennikarska – kariera autora „Chłopców z Placu Broni”.

Opromieniony chwałą, w dodatku niezwykle przystojny, wrócił w 1900 r. do Budapesztu i z miejsca stał się gwiazdą tamtejszej bohemy. Żył z pisania, które przychodziło mu niezwykle łatwo. Pisał o peryferiach burzliwie rozwijającego się Budapesztu, wydobywał niezwykłe postacie półświatka i szybko zyskiwał rozgłos. Jego reportaże zaczęto systematycznie drukować za granicą w „Berliner Tagesblatt” i wydawanym przez koncern Hearsta „New Yorker American”. A jednocześnie żył pełną piersią, bawił się, rozkochiwał w sobie piękne kobiety, grał do świtu w karty, aby nad ranem w redakcji podyktować maszynistce złośliwą satyrę lub w sekretariacie jednego z teatrów tłumaczyć a vista francuską bulwarówkę, bo w południe mijał termin złożenia przekładu.

Wciąż przy tym cierpiał na brak gotówki, wydając mnóstwo w budapeszteńskiej kawiarni New York (do dziś znajduje się tam stolik, przy którym siadywał), gdzie całymi nocami biesiadowała ówczesna cyganeria. I tu właśnie swojego ulubionego ucznia odszukał w 1906 r. profesor literatury z kalwińskiego gimnazjum Kornel Rupp, prosząc o poratowanie redagowanego przez niego szkolnego tygodnika „Tanulok Lapja”. Wspólnie wymyślili, że najlepiej byłoby zacząć drukować w odcinkach współczesną powieść dla młodzieży. I dzięki temu Ferenc Molnar zaczął z tygodnia na tydzień pisać „Chłopców z Placu Broni”.

Akurat w trakcie pisania powieści Molnar przegrał w karty niebagatelną kwotę tysiąca koron. Był to honorowy dług z koniecznością natychmiastowej spłaty. Nikt już nie chciał jednak pożyczyć mu takich pieniędzy. Z kłopotów uratował Molnara dyrektor wydawnictwa Franklin, który za tysiąc, niezbędnych w tym momencie, koron kupił na pniu wszelkie prawa do drukowanej właśnie w odcinkach powieści. Molnar z radością się zgodził i, jak się później okazało, stracił majątek, bo wszystkie honoraria za wydany w 1907 r. bestseller zaczął zgarniać wyłącznie wydawca. Również wtedy, gdy Frank Borzage w latach 30. zrealizował w Hollywood pierwszą wersję filmową i otrzymał za nią nagrodę na Festiwalu w Wenecji, a w ślad za tym aż sześć włoskich wydawnictw opublikowało własne przekłady „Chłopców z Placu Broni”.

Książka doczekała się tłumaczenia na 43 języki, była wydawana na całym świecie w setkach tysięcy egzemplarzy i stała się najbardziej znaną węgierską powieścią. Autor zaś na swój koszt musiał sprowadzać okazowe egzemplarze, aby zobaczyć, jak wyglądają przekłady jego dzieła. I dopiero po II wojnie światowej oraz po upadku wydawnictwa Franklin spadkobiercom udało się odzyskać prawa. Zaraz po „Chłopcach” napisał komedię „Diabeł”, którą wystawił uważany za czołową scenę budapeszteński Magyar Szinhaz.

Tak się złożyło, że w tym teatrze gościnnie występował włoski aktor Ermete Zaconi. Oczarowany dramatem Molnara w pół roku później wystawił „Diabła” w Turynie, a zaraz potem sztukę wyreżyserował w Berlinie mistrz niemieckiego naturalizmu Otto Brahm. A potem w krótkim czasie kolejno oklaskiwano ją w Wiedniu, Warszawie, Nowym Jorku, Sofii, Trieście i Petersburgu. Molnar triumfował i zauroczony powodzeniem, przy tym samym stoliku, przy którym stworzył „Diabła” – bo był zabobonny – napisał kolejnych osiem sztuk, włącznie z tragikomedią „Liliom”, uznaną z czasem za jego najwybitniejszą i graną potem przez dziesięciolecia sztukę. W 1910 r. napisał nową komedię „Gwardzista” i osobiście ją wyreżyserował.

To wtedy właśnie najwybitniejszy w tym czasie poeta węgierski Endre Ady, z którego opinią najbardziej się liczono, nazwał Molnara geniuszem sceny i przyrównał jego twórczość do dramatów D’Annunzia, Ibsena i Shawa. Passę teatralnych sukcesów przerwał wybuch I wojny światowej. Molnar mimo wady wzroku – niedowidział na jedno oko i stale nosił monokl – natychmiast zgłosił się na korespondenta wojennego i znów znalazł się na pierwszych stronach gazet. Jego dramatyczne relacje z frontu rosyjskiego, w odważny sposób ukazujące bezsens wojny i przewidujące jej tragiczne dla Węgier zakończenie, wydane w postaci książki przyniosły mu kolejne uznanie i przyczyniły się do powołania go w 1918 r. w skład Węgierskiej Akademii Nauk.

Pod koniec lat 20. teatralną wielkość dzieł Molnara odkrył i objawił światu dyrektor paryskiego Odeonu Firmin Gemier, wystawiając „Łabędzia”. Po paryskiej premierze tej sztuki Molnar otrzymał francuską Legię Honorową. Wśród spływających na węgierskiego dramaturga zaszczytów znalazło się też zaproszenie do Białego Domu w Waszyngtonie, gdzie pod koniec 1927 r. przyjął go prezydent USA Calvin Coolidge. Dopiero te fakty skłoniły regenta Węgier Miklosa Horthyego do odznaczenia Molnara orderem Corvina. Zresztą bez większych chęci, bo wcześniej wręczenie tego odznaczenia już światowej sławy pisarzowi admirał Horthy uzależnił od dokonania przez niego zmiany wyznania. Molnar jednak odmówił, odczekał i dopiero teraz odznaczenie przyjął.

Ale już coraz bliższy był myśli o emigracji. W hitlerowskich Niemczech zakazano wystawiania sztuk Molnara ze względu na jego żydowskie pochodzenie. Przeniósł się więc w latach trzydziestych do Szwajcarii, a po wybuchu II wojny światowej, w styczniu 1940 r., do USA. Decyzję podjął pod wpływem swojej trzeciej żony, znakomitej aktorki węgierskiej Lili Darvas, która od lat była związana z amerykańskim teatrem i filmem i tam osiągała spore sukcesy. To dzięki Lili Darvas i jej znakomitym kontaktom z Broadwayem i Hollywood Molnar szybko poczuł się w USA jak u siebie w domu. „Liliom” nie schodził z amerykańskich scen i grali w tej sztuce najlepsi wówczas aktorzy, z Ingrid Bergman na czele. Molnar znów brylował i nawet napisał po angielsku dwie nowe książki.

Po zakończeniu wojny nie wrócił już na Węgry, komunizm był mu bowiem równie wstrętny co faszyzm. Zmarł na emigracji w 1952 r. W tym czasie jego sztuki, które nie schodziły ze scen amerykańskich, powoli przestały być grane w ojczystym kraju. Zaczęto pomniejszać rolę Molnara i to do tego stopnia, że w wydanym w 1970 r. w Budapeszcie przez Państwowe Wydawnictwa Szkolne oficjalnym zbiorze „Portrety pisarzy” wręcz go pominięto. Nieoczekiwanie nastąpiła jednak zmiana. Do redakcji młodzieżowego tygodnika „Magyar Ifjusag” zgłosił się starszy pan nazwiskiem Szabó, twierdząc, że był młodszym kolegą oraz serdecznym przyjacielem Molnara i prototypem Nemeczka. A więc Nemeczek nie umarł, żyje i stawił się właśnie w redakcji, która całą historię natychmiast opisała. Pan Szabó z miejsca stał się bohaterem, zapraszano go do szkół na spotkania i obsypywano prezentami aż do momentu, kiedy zainteresowali się nim krytycy literaccy i czarno na białym udowodnili, że wszystko, co opowiadał, zostało wyssane z palca.

Wywołanego skandalem zainteresowania nie można już było powstrzymać i o Molnarze oraz jego bohaterach znów zaczęto pisać, a powieść drukować w masowych nakładach. Do ogromnej czynszowej kamienicy na rogu ulic Pawła i Marii, gdzie kiedyś znajdował się sławetny Plac Broni, zaczęły przychodzić wycieczki szkolne. Wkrótce na prośbę nieustannie nagabywanych mieszkańców domu wmurowano pamiątkową tablicę, że tu właśnie Ferenc Molnar umiejscowił plac, na którym odbyła się słynna bitwa i tak bohatersko spisał się Nemeczek. Powieść wróciła do lektur szkolnych, ale pełna rehabilitacja, zwłaszcza dramatycznej twórczości Molnara, nastąpiła dopiero po transformacji. Wtedy znów zaczęto grać jego sztuki.

W Polsce nigdy nie mieliśmy kłopotów z twórczością Molnara, a zwłaszcza z „Chłopcami z Placu Broni”. Pierwsze wydanie polskiego przekładu ukazało się w 1913 r. w tłumaczeniu Janiny Mortkowiczowej. Ponieważ nie znała języka węgierskiego, dokonała skróconego przekładu z wersji niemieckiej. Trudno powiedzieć, dlaczego nazwała chłopców z Ogrodu Botanicznego dowodzonych przez Feriego Acsa czerwonoskórymi, bo przecież nosili oni czerwone koszule, by utożsamić się z walczącymi o wolność Włoch żołnierzami Garibaldiego. Chłopcy z Placu Broni natomiast nosili zielone koszule, ponieważ ich wzorem byli powstańcy Ludwika Kossutha walczący w czasie Wiosny Ludów o wolność Węgier. W tamtym okresie budapeszteńscy chłopcy bawili się bowiem nie tyle w Indian, co w obronę ojczyzny, i dlatego symbole miały dla nich wielkie znaczenie.

Janina Mortkowiczowa zmieniła też tytuł powieści. Na całym świecie zachowano oryginalny węgierski tytuł „Pal utcai fiuk”, czyli „Chłopcy z ulicy Pawła”, gdzie rozgrywała się akcja. Ale Mortkowiczowa wymyśliła genialny polski tytuł, bo Plac Broni jest ważniejszy od ulicy, przy której się znajdował, jest też czymś więcej niż placem zabaw, a mianowicie właśnie symbolem małej ojczyzny, o którą toczyła się wojna. W 1989 r. wydawnictwo Nasza Księgarnia wydała nową, pełną wersję „Chłopców z Placu Broni” w moim tłumaczeniu bezpośrednio z języka węgierskiego.

W powojennej Polsce od 1945 r. ukazało się 41 wydań w liczbie blisko 2,5 mln egzemplarzy. I jeśli chodzi o wydawane w Polsce utwory zagranicznych pisarzy, to „Chłopców z Placu Broni” wyprzedzają jedynie „Baśnie” Andersena.

Polityka 24.2007 (2608) z dnia 16.06.2007; Kultura; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Molnar nie dla dzieci"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną