Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Dla tych, co nie wiedzą, jak być facetem

Fot. Franco Folini, Flickr (CC BY SA) Fot. Franco Folini, Flickr (CC BY SA)
Oferta kulturalna adresowana do mężczyzn staje się tak samo specyficzna jak ta dla młodzieży czy kobiet. Wyłania się nowy typ męskiej popkultury.

Telewizja Polsat uruchomiła niedawno nowy kanał tematyczny Polsat Play i ogłosiła, że jest to pierwszy w Polsce lifestylowy kanał dla mężczyzn. Ramówka obejmuje audycje motoryzacyjne, rozrywkowe, poradnicze, dokumentalne seriale o sporcie i przygodach, magazyny plotkarskie, dwa programy typu talk-show i solidną porcję erotyki po godzinie 23. Każdy z punktów repertuaru jest skądinąd znany, ale zebrane do kupy tworzą model wzorcowy aktualnej męskiej popkultury. Wedle tego modelu prawdziwy mężczyzna, atrakcyjny dla siebie i świata, to ktoś, kto lubi szybką jazdę, kocha samochody i motocykle, ale też wie, co się nosi, gdzie się bywa i jakie gafy przytrafiały się ostatnio gwiazdom Hollywoodu.
 

Jednak, po prawdzie, nie trzeba oglądać telewizji, by się tego dowiedzieć. Wystarczy czytać odpowiednie periodyki. Na przykład „czasopismo każdego mężczyzny”, czyli „CKM”. Pismo nie przejmuje się za bardzo polityczną poprawnością i śmiało wzmacnia piętnowany gdzie indziej męski szowinizm. Seks jest tu tematem najważniejszym, więc w każdym numerze musi być odpowiednia porcja porad i ciekawostek z tego zakresu. Dowiadujemy się, że aby podobać się kobietom, należy pielęgnować dłonie, dbać o świeży oddech i stosować wody toaletowe z dodatkiem cynamonu, bo „jego słodka nuta stymuluje w mózgu (kobiety) receptory rozbudzające pożądanie seksualne”. Wiadomo też, że „wartość mężczyzny podnosi szybki sportowy samochód”, ale również... stopień naukowy, gdyż „udowodniono, że jeśli mężczyzna przedstawia się jako prof. Nowak, wydaje się kobiecie o 6 cm wyższy, a zatem bardziej atrakcyjny, niż gdyby przedstawiał się po prostu jako Nowak”.

Tęsknota za twardzielem

Zaiste, sporo się zmieniło od czasów amerykańskiego debiutu „Playboya”, kiedy tematyka seksu w czasopismach dla mężczyzn była traktowana w kategoriach przełamywania tabu lub dawania upustu cielesnym żądzom. Teraz seks ujmowany jest jako problem zdrowotny, choć oczywiście nadal łączy się z hedonizmem. W magazynie „Men’s Health” można przeczytać o tym, czego się wystrzegać i co robić, by zagwarantować sobie satysfakcję w łóżku tudzież jakie brać medykamenty, by przedłużyć stosunek. Tak oto rubryki poradnicze w prasie dla mężczyzn upodabniają ją coraz wyraźniej do prasy kobiecej. Więcej nawet: „CKM” przekonuje, że współczesny facet wiele zyskuje w oczach kobiety, kiedy umie popisać się umiejętnościami kulinarnymi. Dlatego „Men’s Health” radzi, jak sprawić rybę, i podaje kilka przepisów na rybne potrawy, z kolei „Logo” zdradza tajniki przyrządzania sushi, a dla kuchennych tradycjonalistów serwuje przepis na golonkę po bawarsku.

Jak z tego widać, współczesny mężczyzna to nie tylko miłośnik szybkich aut i kobiet bez wstydu, ale też klient salonów kosmetycznych i mistrz sztuki kulinarnej. Pod tym względem wizerunek mężczyzny i związane z nim role społeczne rzeczywiście przedstawiają się zupełnie inaczej niż pół wieku temu, w czym widzieć można pośredni wpływ rewolucji obyczajowej i emancypacji kobiet. W efekcie wzór władczego samca ustąpił na rzecz całkiem innego modelu, w którym mężczyzna musi poświęcać wiele uwagi swojej powierzchowności, a nawet wykazywać się pewną dozą empatii w relacjach z kobietami. Nic dziwnego, że jakieś 10 lat temu pojawił się na horyzoncie mężczyzna metroseksualny, czyli rodzaj delikatnego, dbającego o siebie kolesia, kogoś pomiędzy („metro”) kobietą a mężczyzną.

Dziś jednak „Men’s Health” pisze, że „męski świat jest już znudzony nijakim, metroseksualnym modelem faceta. Znowu zatęskniliśmy za prawdziwym twardzielem (...)”.

Czym jest ów męski świat? Najwyraźniej chodzi tu o pewien segment kultury popularnej, reprezentowany przez adresowane do mężczyzn lifestylowe pisma, programy telewizyjne, przekazy reklamowe, filmy, i do pewnego stopnia obecny także w literaturze i muzyce. Socjologowie od dawna wiedzą, że czego innego w popkulturze poszukują mężczyźni, a czego innego kobiety. I tak typowo męskim gatunkiem filmowym byłyby filmy akcji, zaś kobiecym melodramaty; w telewizji mężczyźni chętniej oglądają transmisje sportowe, serwisy polityczne i reportaże policyjne, a kobiety częściej wybierają audycje o życiu wyższych sfer, magazyny plotkarskie i telenowele. Oczywiście, jest to pewien schemat, który powstał dawno temu, zanim jeszcze pojawiły się wyspecjalizowane kanały tematyczne z wyraźnym genderowym adresem, jak Club Zone czy nasz TVN Style, ale coś mówi o różnicach wrażliwości i oczekiwań między mężczyznami a kobietami.

O tych różnicach dobrze wiedział Hugh Heffner, kiedy w 1953 r. założył pismo „Playboy”, pierwszy w historii erotyczno-publicystyczny magazyn dla mężczyzn. Na rynku amerykańskim istniały już pisma kobiece, a niedługo później miał się pojawić fenomen kultury młodzieżowej, z charakterystyczną dlań modą i muzyką. W latach 60. stało się jasne, że młodzieżowość skojarzona z kontrkulturą może być znakiem emancypacji i w ten sposób postrzegano rebelię studencką i muzykę rockową. Wraz z pojawieniem się (w tym samym czasie) Ruchu Wyzwolenia Kobiet, czyli drugiej fali feminizmu, powstał termin kultura kobieca, a niewiele lat później zaczęto mówić o kulturze gejowskiej. Niewielu jednak przychodziło do głowy, by mówić o kulturze męskiej. Mówiły o niej feministki, tyle że w ich dyskursie niemal cała zastana kultura dominująca, zarówno tradycyjna, jak i współczesna masowa, miała charakter męski, przez co upodrzędniała kobiety. Według feministek na straży owego status quo stali nie tylko konserwatywni politycy i duchowni, ale też aktorzy występujący w westernach i „Playboy” Heffnera. Rodząca się kultura kobieca o profilu feministycznym stanowiła w tym kontekście fakt rewolucyjny jako wyłom w męskiej dominacji i, rzecz jasna, efekt ruchu emancypacyjnego.

Heros na motorze

Agresywne lub niebezpieczne odmiany sportu, jak rugby, futbol amerykański czy boks oraz liczne odmiany sportów motorowych, były porównywane z walkami gladiatorów, a ich mistrzowie ucieleśniali archetyp herosa lub rycerza. I tak motocykl, zarówno ten sportowy, jak i ten używany przez gangi motocyklowe, stanowił atrybut wybitnie męski. Angielski socjolog Paul Willis w swoich badaniach nad subkulturą motocyklową odkrył, że brytyjscy rockersi, jeżdżący na ciężkich motocyklach, etykietowali antagonistyczną wobec nich subkulturę modsów, jeżdżących na skuterach, jako niemęską. Motocyklowy gang Hell’s Angels (Anioły Piekieł) w późnych latach 60. prezentował się jako męska antyteza dla hermafrodytycznych hipisów, co dodatkowo podkreślały więzienne tatuaże motocyklistów i ich kaski, wzorowane na hełmach Wehrmachtu.

Willis zauważa jednak, że to subkulturowe machismo często bywało efektem swoistego fatalizmu. Brytyjscy rockersi, moto-bike boys czy skinheadzi uznawali siłę fizyczną i gotowość do przemocy za wartości i wyśmiewali domniemaną zniewieściałość „paniczyków z klasy średniej”, ponieważ nie widzieli przed sobą żadnych perspektyw społecznego awansu. Zwolennicy „twardych” młodzieżowych subkultur brytyjskich rekrutowali się bowiem z reguły z rodzin robotniczych, zaś mit męskiej wspólnoty krył w sobie resentyment do lepiej sytuowanych rówieśników. Nie trzeba dodawać, iż przyszłość należała raczej do tych ostatnich.

Burak z prowincji

Tak czy inaczej, rewolucja obyczajowa, kontrkultura i feminizm wyraźnie wpłynęły na show-biznes, który chętnie kupił odpowiednio skrojoną dla własnych potrzeb narrację rebeliancką i wolnościową. W efekcie całą niemal kulturą Zachodu rządzić zaczęła poprawność polityczna, która zepchnęła męskie twardzielstwo na margines. Dawny heros, superman i zbawca stał się nagle burakiem wielbiącym militaria, zapyziałym prowincjonalnym konserwatystą albo zakompleksionym bywalcem klubów go-go. Natomiast w filmach akcji pojawiły się kobiety-żołnierki i policjantki, radzące sobie ze złem świata nie gorzej od Johna Wayne’a ze starych westernów czy Clinta Eastwooda jako Brudnego Harry’ego. W muzyce popularnej już tylko country broniło tradycyjnie pojmowanej męskości, a takie gwiazdy, jak choćby Julio Iglesias czy Tom Jones, zaczęły być traktowane jak rewia Chippendalesów, czyli w charakterze eskcytującego, choć obciachowego towaru dla pań w średnim wieku. Kultura klubowa lat 90. tylko pogłębiła ten proces, generując osobliwość w rodzaju wspomnianego wcześniej metroseksualizmu, co odbywało się w interesie koncernów produkujących kosmetyki i modną odzież.

Jak to zwykle bywa, na taki stan rzeczy musiała nastąpić reakcja. Na poziomie subkulturowym o męską godność zawalczył hip hop. Teksty i teledyski, reprezentujące ten nurt muzyki, nie pozostawiały wątpliwości, że kobieta ma facetowi robić dobrze, a on sam nie powinien się wzbraniać przed eksponowaniem swojej dominacji. Snoop Dogg, 50 Cent i inni artyści, współtworzący tak zwany gangsta rap, świadomie epatowali przesłaniem seksistowskim, a przy okazji też antygejowskim. Wróciła moda na filmy gangsterskie i wreszcie doszło do tego, że 65-letni Harrison Ford musiał znów wcielić się w postać Indiany Jonesa.

W Polsce wszystkie te procesy przebiegały, oczywiście, inaczej, bo nie było u nas ani takiej jak na Zachodzie rewolucji obyczajowej, ani takiego jak tam wpływu feminizmu, a poprawność polityczna zawsze uchodziła za niezrozumiałą fanaberię. Mimo to najbardziej pojemnym segmentem na rynku prasy okazały się w III RP pisma kobiece, zaś w obszarze kultury tabloidowej w centrum zainteresowania znalazły się kobiety: Edyta Górniak, serialowe aktorki, uczestniczki „Tańca z gwiazdami”, no i przede wszystkim Doda. Męską odpowiedzią na te tendencje i zwiastunem zmiany stała się natomiast komedia „Testosteron” tudzież liczne seriale telewizyjne o policjantach i gansterach, kontynuujące twardzielską narrację filmowych „Psów” Władysława Pasikowskiego. Od niedawna także reklama zaczyna uprawiać grę z użyciem prowokacyjnego seksizmu, co wywołuje słuszny gniew rodzimych feministek.

Nie byłoby najgorzej, gdyby eksponentami tej nowej kultury męskiej byli pisarze w rodzaju Pilcha czy Stasiuka, których twórczość od zawsze odsłaniała meandry duszy heteroseksualnego mężczyzny, albo countrowy piosenkarz Tomasz Szwed, który ostatnio nagrywa muzykę dla kierowców wielkich ciężarówek. Niestety, tego typu ekspresje artystyczne sytuują się albo ponad poziomem popkultury, albo gdzieś obok, więc najliczniejsza publika identyfikuje nowe męskie trendy z tym, co podaje telewizja i lifestylowe pisma. A tu bohaterem okazuje się facet, który nieustannie musi się sprawdzać w szkołach przetrwania, sportach ekstremalnych i do końca nie wie, czy pielęgnować w sobie chłopca bawiącego się w strzelaninę, czy raczej rekordzistę wyczynów seksualnych.

W Polsat Play jest program „Gadżety Salety”, gdzie eksbokser Przemysław Saleta testuje najnowsze modele samochodów, motorówek oraz sprzęt elektroniczny. Jak się okazuje, prawdziwy mężczyzna to ktoś, kto lubi otaczać się fajnymi rzeczami traktowanymi jak zabawki. Wraca marzenie, by być Jamesem Bondem. Marzenie ewidentnie chłopięce, więc nie aż tak znowu poważne, by feministki musiały się nim zanadto przejmować.

 

Polityka 50.2008 (2684) z dnia 13.12.2008; Kultura; s. 58
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną