Maniera stosowania długich ujęć à la Tarkowski jest w „Papierowym żołnierzu” drażniąca. Zarazem jednak trudno nie zachwycić się urodą smutnych, błotnisto-pustynnych przestrzeni kosmodromu, gdzie obok rozpadających się lepianek, skrzypiących wagonów i zardzewiałych spycharek raz po raz rozbłyska łuna wylatującej w niebo rakiety.
W takim oto zmyślonym, poetyckim pejzażu Aleksiej German rozgrywa symboliczny dramat sumienia radzieckiego lekarza, odpowiedzialnego za przygotowanie do lotu w kosmos pierwszego człowieka w epoce Chruszczowa. Wszyscy (oprócz kobiet) powtarzają tu, że trzeba iść do przodu, trzeba tylko spalić stalinowską przeszłość i – jak doradzał Czechow – pracować w pocie czoła. Film nie pokazuje wprost, jak ta harówa na zgliszczach łagru, w niezmierzonych hałdach piachu wygląda. Sugeruje tylko ogrom szykowanego nieszczęścia. Eksperyment służy wojsku. Rakiety mają przenosić bomby. Ludzie się nie liczą. Reżyser jest najokrutniejszy dla rosyjskiej inteligencji, którą pokazuje w stanie permanentnego zakłamania. Uśmiechniętych żołnierzy, hodowanych niczym króliki doświadczalne, stać co najwyżej na niegroźne użalanie się. Taki los.
Niezwykły, zaskakujący, mocno zapadający w pamięć film, ujawniający fantastyczny talent liczącego sobie zaledwie 33 lata Aleksieja Germana.