Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus
Recenzja filmu: "Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus", reż. Pascale Pouzadoux
Znajomo brzmiący tytuł stawia w pogotowiu szczególnie tych, którzy czytali światowy bestseller „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” Johna Graya. Rzecz w tym, że francuska komedia Pascale Pouzadoux „Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus” z ekranizacją bestsellera amerykańskiego psychoterapeuty nic wspólnego nie ma. A przywołane skojarzenie to kolejny marketingowy chwyt i ciekawy przykład kreatywnej działalności polskiego dystrybutora.
Film, owszem, porusza problem płci, gra na genderowych stereotypach, jest jednak sympatyczną, salonową farsą rozwijającą w bardzo grzeczny sposób wątek małżeńskiej wymiany ról. Przeżywająca kryzys para z 15-letnim stażem postanawia zawrzeć pakt, który ma uratować ich związek. Przez rok będą poznawać życie z perspektywy swego partnera. Ona, zajmująca się dotąd praniem, sprzątaniem, gotowaniem i wychowywaniem dwójki małych dzieci, zostaje dyrektorem w prężnie rozwijającej się firmie budowlanej. A on uda się na zasłużony wypoczynek do domu i w przerwach między odwożeniem dzieci do szkoły a dbaniem o swój wygląd będzie próbował handlować damską biżuterią.
W kabaretowym pojedynku: kobiecy romantyzm kontra męska wola podboju i prostota, biorą udział znakomici aktorzy. Sophie Marceau całkiem nieźle wypada jako strojąca miny energiczna bizneswoman. Ale zdecydowanie więcej do powiedzenia ma Danny Boon (znany z „Jeszcze dalej niż północ”) w mocno przeszarżowanej roli zniewieściałego faceta. W sumie nic odkrywczego, ale pośmiać się można.