O twórczości Miloša Formana, czeskiego reżysera, który zrobił w Hollywood większą karierę od samego Polańskiego, wiadomo w zasadzie wszystko. Sporo interesujących szczegółów ujawnił on sam w swojej słodko-gorzkiej autobiografii „Moje dwa światy”. Wyjaśnia w niej na przykład okoliczności śmierci rodziców (zginęli w obozach koncentracyjnych) i dlaczego chciał zdawać na wydział inżynierii hutniczej w Pradze. Oraz powody maniackiego angażowania nieprofesjonalnych aktorów, co doprowadziło m.in. do narodzin czeskiej Nowej Fali.
W dokumencie „Miloš Forman: Co cię nie zabije” wiele anegdot się powtarza, ale są też nowe. Choćby o niezrealizowanych projektach w Ameryce, takich jak antyrasistowski dramat „Bad News”, który zniszczyły naciski producentów upierających się, by w głównej roli wystąpiła gwiazda pokroju Julii Roberts albo Halle Berry, zamiast – jak chciał reżyser – nikomu nieznanej Indianki. Ważne są też autokomentarze do ostatnich filmów. Okazuje się, że „Duchy Goi” o hiszpańskiej inkwizycji nie są wcale filmem biograficznym, tylko zakamuflowaną opowieścią o komunistycznym bezprawiu zmuszającym niewinnych ludzi do przyznawania się do przestępstw, których nigdy nie popełnili.
Najciekawsza jednak jest prywatność artysty. Forman, od kilku lat trzymający się na uboczu kina, zwierza się Smidmajerowi, że nie zamierza w najbliższym czasie wracać na plan (chyba że się znudzi). Jest szczęśliwy u boku nowej młodej żony. Widzimy go opiekującego się małymi bliźniakami. Oraz jak próbuje naprawić stosunki z dorosłymi synami z poprzedniego związku. Hasło: rodzina. Jest w tych słowach, wypowiadanych na końcu filmu, ujmująca prostota 78-letniego, spełnionego artysty, który niczego więcej nie musi.
Miloš Forman: Co cię nie zabije, reż. Milos Smidmajer, Czechy 2009, 100 minut