Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Film

Wiele hałasu o nic

Recenzja filmu: "Śluby panieńskie", reż. Filip Bajon

materiały prasowe
Powierzenie ról Anieli Annie Cieślak i Klary Marcie Żmudzie-Trzebiatowskiej pomyłką nie było.

Swego czasu Grzegorz Jarzyna w Teatrze Rozmaitości przerobił, odarł z formy, zdekonstruował i uwspółcześnił „Śluby panieńskie” do tego stopnia, że sam hrabia Fredro by ich nie poznał. Filmowa ekranizacja „Ślubów” w reżyserii Filipa Bajona aż tak radykalna nie jest, niemniej rządzi nią podobna zasada „wiernego odstępstwa”. Obok tradycyjnych scen miłosnych podchodów mamy tu autotematyczne wstawki z planu zdjęciowego, gdzie aktorzy prywatnie, choć wciąż w kostiumach, odgrywają ciąg zalotów, także wspomaganych trzynastozgłoskowcem. I tylko charakterystyczne akcesoria, jak okulary, telefony komórkowe albo tatuaże na pośladkach, informują widzów o zmianie czasoprzestrzeni, a wraz z nią relacji między protagonistami. Zapożyczona od Szekspira intryga o zaręczynach dwóch par, które nie pałają do siebie sympatią, lecz nieubłaganie poddają się przyciąganiu płci, ma rozkosznie idylliczny przebieg, zakłócony dopisanym przez Bajona epilogiem, kompromitującym romantyczne ideały oraz wiarę w wierność małżeńską aż po grób. A przy okazji wywracającym na opak oryginalne przesłanie Fredry o miłości radosnej i spełnionej.

Na drugim planie mnóstwo tu odniesień, cytatów czy wręcz kpin z zaściankowej, staropolskiej szlachetczyzny, opiewanej w „Panu Tadeuszu”, „Weselu”, Trylogii, „Austerii”, zwłaszcza zaś w ich filmowych adaptacjach. Są więc pląsy w takt rocka. Obrazy kos szykowanych na wroga, które przy pierwszej sposobności się łamią. Jest polewanie wodą skacowanych paniczów i usłużne wystawianie przez parobków gąb do bicia dla poprawienia jegomościom humoru. Koncepcyjnie niemal wszystko w tym przerysowanym, postmodernistycznym, gombrowiczowskim z ducha filmie się zgadza i do siebie pasuje. Gorzej, niestety, z realizacją i wykonawstwem. Największym grzechem Bajona jest to, że nakręcił komedię, która w ogóle nie śmieszy. Początek filmu rozpada się na serię nieudolnych, nieznośnie manierycznych skeczy, a przed kompletnym pogubieniem się w ich dramaturgii ratują łopatologiczne napisy czołówkowe. Potem jest lepiej, co nie znaczy, że porywająco. Powierzenie ról Anieli Annie Cieślak i Klary Marcie Żmudzie-Trzebiatowskiej pomyłką nie było. Borys Szyc (Albin) stroi płaczliwe miny, biega w kalesonach, cóż z tego, skoro jego rola pozostaje tylko smętnym odbiciem kabaretowej rewii. Stosunkowo nieźle wypadają Maciej Stuhr (Gustaw) i Robert Więckiewicz (Radost), mimo że różnica wieku pomiędzy bratankiem i stryjem powinna być wyraźniejsza. „Magnetyzm serca” bez magnetyzmu? Wiele hałasu o nic.

Śluby panieńskie, reż. Filip Bajon, prod. Polska, 95 min

Polityka 42.2010 (2778) z dnia 16.10.2010; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Wiele hałasu o nic"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną