Blokowiska jak na warszawskim Bródnie, ludzie też podobni. Na przykład Matty, którą poznajemy, gdy robi zakupy w supermarkecie. W pierwszej chwili może wydawać się, że przypadkiem „weszła” w kadr, zwyczajna, zmęczona życiem kobieta w średnim wieku. Za chwilę jednak zdarzy się w jej życiu coś szczególnego: gdy będzie wyjeżdżać z parkingu, zderzy się z nadjeżdżającym tirem. Żadna wielka katastrofa, raczej zwyczajna stłuczka zakończona awanturą z krewkim kierowcą. Mężczyzna zjawi się wkrótce przed jej domem, by przeprosić i naprawić uszkodzony bagażnik w jej samochodzie.
Tak zaczyna się ten przedziwny romans z wyjątkowo starannie niedobranymi partnerami. Ona ma lat 41, pracuje na poczcie i nic już w swym życiu nie chce zmieniać, mimo że właśnie przeżywa trudne chwile, pozostawiona przez męża, z trudem wychowująca trójkę dzieci, w tym dorastającą córkę lesbijkę. Jej amant ma 29 lat i duszę romantyka oraz, jak się okaże, nie najlepszą przeszłość z kryminalnym epizodem. Jak widać, na łatwy happy end raczej nie ma co liczyć.
To film, który trudno zdefiniować gatunkowo. Komedia romantyczna, lecz mało romantyczna? Dramat obyczajowy z psychologicznym podtekstem? Jeden z możliwych tropów podsuwa nam informacja, że „Moskwa, Belgia” to debiut Christophe’a Van Rompaeya, który pośród wielu wyróżnień dostał również nagrodę im. Krzysztofa Kieślowskiego na międzynarodowym festiwalu w Denver.
Moskwa, Belgia, reż. Christophe Van Rompaey, prod. Belgia, 102 min