Świat Kingi (rewelacyjna Roma Gąsiorowska) składa się z samych skrótów, np. ona jest Ki, a jej synek Pio (Piotr), i zdrobnień. Jakby chciała nimi zaczarować rzeczywistość, w której czuje się niepewnie. Poszukuje jakiejkolwiek „pracki” i ciągle brakuje jej „kaski”. Dorabia jako modelka w akademii sztuk pięknych, daje się namówić na występ w tańcach na rurze, ale szybko orientuje się, że to jednak zajęcie – i otoczenie – nie dla niej. Ki ma swoje zasady. Najbardziej zaś zawodzą ją mężczyźni – od niedojrzałego ojca swego dziecka poczynając, na próbującym ją uwieść obleśnym kierowniku ośrodka pomocy społecznej kończąc. Może uda się ze współlokatorem (Adam Woronowicz), który mówi mało, tylko „tak” i „aha”, ale można na niego liczyć w potrzebie. Co z tego, skoro wyjeżdża na wyprawę w Alpy.
Roma Gąsiorowska gra młodą kobietę, jakiej chyba jeszcze w polskim filmie nie było. Matka, lecz bynajmniej nie przez duże M. Prawdę mówiąc, przypadkowa, niemniej stara się, jak może, sprostać zadaniu, korzystając – często zbyt nachalnie – z pomocy znajomych. Towarzyska, ale jednocześnie bardzo samotna. Doskonale już wie, na co skazana jest w naszych realiach matka samotnie wychowująca dziecko, chce nawet o tym opowiedzieć w wideoprojekcie, lecz trudno byłoby ją nazwać wojującą feministką. W wielkomiejskim pejzażu jest ich chyba więcej. Dziewczyny, które na starcie nie miały szczęścia, ale nie zamierzają poddawać się, będą walczyć do końca. Ki budzi naszą sympatię i na pewno zasługuje na lepszy los, niż ją spotkał.
„Ki” to późny, lecz udany debiut w pełnym metrażu Leszka Dawida (ur. w 1971 r.). Obyśmy nie musieli długo czekać na jego następny film.
Ki, reż. Leszek Dawid, prod. Polska, 98 min