Reklama już dudni, że to triumfalny powrót na duży ekran sympatycznych kukiełek, ale o wielkim sukcesie naprawdę trudno tu mówić. Po prostu wytwórnia Disneya, zapewne z braku lepszych pomysłów, postanowiła raz jeszcze zarobić na Kermicie, Miss Piggy i reszcie ferajny. Jak się dowiadujemy na początku, studio Muppetów podupadło, teatr to po prostu ruina, zaś byli gwiazdorzy uprawiają na ogół chałturę. W dodatku paskudny biznesmen chce kupić teren. Nie ma już nadziei? Ależ jest, trzeba tylko szybko zdobyć 10 mln dol.
Stare gwiazdy skrzykują się, by przygotować spektakl, którym chcą się przypomnieć publiczności, a przy okazji zebrać pożądaną kwotę. Wszystko odbywa się według niezawodnego schematu, który ma jedną podstawową wadę – wszystko jest tu przewidywalne. W dodatku odkurzone po latach lalki wydają się jakieś ospałe i mniej niż przed laty dowcipne. Najmniej życia jest jednak w dwojgu bohaterach żywego planu. Są przeraźliwie nudni, a popisowe numery z ich udziałem przypominają najbardziej podrzędne musicale z odległych czasów.
W jednym telewizyjnym odcinku serii pokazywanej w latach 80. było więcej humoru i poezji niż w całym przydługim filmie. Niestety, tym razem dwaj starzy zgryźliwcy, komentujący jak zwykle złośliwie akcję, mają dużo racji.
Muppety, reż. James Bobin, prod. USA, 98 min