Wszystko, czego nie chcecie widzieć w kinie
Recenzja filmu: „Wilgotne miejsca”, reż. David F. Wnendt
3 czerwca 2014
W zależności od nastroju i poczucia humoru, można nazwać „Wilgotne miejsca” niemiecką wersją „Trainspotting”, „C.R.A.Z.Y” albo „Nimfomanki”. Wszystkie te porównania są jak najbardziej uprawnione i nie znaczą wcale, że film Davida F. Wnendta wypada na ich tle wtórnie.
Trudny okres dojrzewania, tym razem w wersji neurotyczno-groteskowo-fizjologicznej. 18-latka z „Wilgotnych miejsc” – ekranizacji głośnej powieści Charlotte Roche z 2008 r. – przeżywa horror rozstania rodziców, których kocha bezwarunkowo, mimo że ojciec inżynier nieustannie sprawia jej zawód swoją niewrażliwością i nieuwagą. Zaś matka, świeżo nawrócona katoliczka, ma obsesję czystości i higieny osobistej, co znajduje odzwierciedlenie w przesadnym zainteresowaniu dorastającej córki wszystkim, co obrzydliwe, zakazane, cuchnące i wstrętne. (...)
Wilgotne miejsca, reż. David F. Wnendt, prod. Niemcy, 105 min
Polityka
23.2014
(2961) z dnia 03.06.2014;
Afisz. Premiery;
s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszystko, czego nie chcecie widzieć w kinie"