Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Film

Komasa burzy porządek

Recenzja filmu: „Miasto 44”, reż. Jan Komasa

Kama (Anna Próchniak) i Biedronka (Zofia Wichłacz) rywalizują, ale też współdziałają. Kama (Anna Próchniak) i Biedronka (Zofia Wichłacz) rywalizują, ale też współdziałają. Ola Grochowska/Kino Świat / materiały prasowe
Film operuje najprostszymi schematami. Przeciwstawia naiwnej fantazji, dziecięcej brawurze, erotycznemu nienasyceniu paranoiczny terror, okrucieństwo wojny. Tylko i aż tyle.

Wątpię, czy kiedykolwiek uda się nakręcić film o Powstaniu Warszawskim, który zadowoli wszystkich. Ilu Polaków, tyle na ten temat poglądów i wizji. Już sam fakt, że zadanie to zostało powierzone niedoświadczonemu młodemu reżyserowi, wychowanemu na eklektycznych, pełnych rozmachu musicalach Baza Luhrmanna czy efekciarskim kinie historycznym, może być uznany za błąd. Zamiast energetycznego widowiska o miłości w czasach apokalipsy – jak krzyczy slogan reklamowy – wielu wolałoby kolejny martyrologiczny pomnik z wyraźną polityczną tezą. Swoją drogą, ten piarowski banał zaskakująco dobrze oddaje istotę filmu Jana Komasy. Tak, to romantyczna opowieść o szaleństwie uczuć w wojennej pożodze. Zaprzeczenie wyważonego, ascetycznego dramatu, stawiającego dosadnie pytania o sens i tzw. sprawę polską.

Mamy tu romans, niespełnioną miłość, trójkę maturzystów przeżywających każde na swój sposób utratę złudzeń. Niezaangażowany w konspirację Stefan, zastępujący młodszemu bratu nieobecnego ojca, a matce męża (Józef Pawłowski), staje się świadkiem masakry swoich bliskich. Wpada w depresję. Wbrew logice wybiera walkę. Delikatna marzycielka Biedronka (Zofia Wichłacz) nie potrafi znieść widoku umierających cywilów i dezerteruje. Nieszczęśliwie zakochana, aktywnie działająca w podziemnym harcerstwie Kama (Anna Próchniak) poznaje smak zazdrości i odrzucenia. Nadzieja nastoletnich powstańców ginie na barykadach. Ich cierpienie zamienia się w rozpacz, absurd, ogień i trans. Debiutujący na ekranie nieznani aktorzy nawet w najbardziej lirycznych momentach są przejmująco wiarygodni.

Nie komplikując przesadnie fabuły, Komasa pewnie schodzi na niższe piętro młodzieżowej komercji, zbliża się niebezpiecznie do krawędzi hollywoodzkiego kiczu, ale osiąga wiele. Narusza porządek zakademizowanego polskiego kina. Nie boi się mieszania gatunków, tonacji stylistycznych, żywiołowego obrazowania. Film operuje najprostszymi schematami. Przeciwstawia naiwnej fantazji, dziecięcej brawurze, erotycznemu nienasyceniu paranoiczny terror, okrucieństwo wojny. Tylko i aż tyle.

Mimo ostentacyjnie popkulturowej formy niektóre reżyserskie pomysły są zachwycające. Przeszywający serce madrygał „Ich liebe dich” Orlando di Lasso, rozbrzmiewający w scenie desperackiego ataku na uzbrojonych po zęby Niemców, podkreśla jej wyrafinowanie. Surrealizm tej sceny, rozegranej kontrapunktowo w zwolnionym tempie, symbolizuje więcej niż osławiona szarża ułańska na czołgi w „Lotnej”. Siła i szaleństwo obrazu (podobno przyśnił się reżyserowi siedem lat temu) wyraża w skrócie to, czym ten film jest. Wielką emocjonalną odyseją obłędnego heroizmu.

Miasto 44, reż. Jan Komasa, prod. Polska, 120 min

 

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Afisz. Premiery; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Komasa burzy porządek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną