Film „Dzikie historie” to śmiech i kpina z braku odporności nerwowej na stres, czyli opowieści o tym, co trzeba zrobić, żeby doprowadzić człowieka do furii, która zamieni go w terminatora spychającego świat w kierunku Armagedonu? Dla utrudnienia twórcy filmu z góry wykluczyli sytuacje ekstremalne, bawiąc się tym, co gwałtownie podnosi ciśnienie w życiu codziennym. Na przykład złośliwy kierowca, który nie chce dać się wyminąć na pustej szosie, tępy urzędnik-biurokrata czy niewierny kochanek. W sumie zebrali sześć takich przypadków. Każdemu poświęcili odrębną, zrealizowaną z wielkim rozmachem oraz poczuciem humoru nowelę. Powstał rewolucyjny film detonujący złe emocje, które w sobie tłamsimy. Oglądanie słabości w stanie wrzenia sprawia dziką przyjemność także dlatego, że kryje się za tym kojące jak balsam romantyczne przesłanie o słuszności autodestrukcyjnego buntu. Oraz o zwycięstwie emocji nad rozumem na gruzach głupich, sztywnych konwencji krępujących ludzką wolność. Świetne, uniwersalne, energetyzujące kino!
Dzikie historie, reż. Damián Szifrón, prod. Argentyna, Hiszpania, 122 min