Na centralnym placu Legnicy radziecki żołnierz, dezerter, popełnia samobójstwo. Wśród przerażonych świadków zdarzenia jest mały chłopczyk, który już jako dorosły pojawi się w filmie. Ale może to sam Waldemar Krzystek wspominający w wywiadach owe traumatyczne przeżycie z dzieciństwa? „Fotograf” to kolejny po „Małej Moskwie” film tego reżysera dziejący się w Legnicy w czasach pobytu wojsk radzieckich. Akcja zaczyna się jednak w Moskwie, gdzie policja daremnie poszukuje wyrafinowanego mordercy o kryptonimie Fotograf (przy zwłokach ofiar ustawia kartoniki z numerkami, tak jak to robią ekipy śledcze). Jak się okaże, by zrozumieć motywy szaleńca, trzeba wrócić do wydarzeń z lat 70. ubiegłego wieku, rozgrywających się w radzieckim garnizonie w Legnicy. Śledztwo prowadzi para jak z dobrego serialu: major po przejściach (Aleksandr Bałujew) i młoda, niepozbawiona jeszcze ideałów, policjantka (Tatiana Arngolts). Aktorzy rosyjscy grają świetnie, także w drugim planie. Nasza reprezentacja, z Tomaszem Kotem i Adamem Woronowiczem, w niczym im jednak nie ustępuje.
Prowadzone śledztwo odkrywa losy Koli, siedmioletniego chłopca, który z Legnicy odesłany został do moskiewskiej „psychuszki”. To on jest głównym bohaterem filmu, chociaż oglądamy go tylko w retrospekcjach. Już po prezentacji filmu w Gdyni krytycy pisali o podobieństwie Koli do Oskara z „Blaszanego bębenka”. Oskar nie chciał dorosnąć, Kola nie chce mówić własnym głosem. Imituje za to doskonale głosy innych, co wykorzysta po latach, mszcząc się za doznane w dzieciństwie upokorzenia. Zakończenie filmu jest nie tylko dopełnieniem gatunkowej formuły thrillera. Można je również potraktować metaforycznie, a nawet odnieść do obecnej sytuacji międzynarodowej, choć kiedy powstawał scenariusz „Fotografa”, jeszcze nie straszono w Polsce Putinem.
Fotograf, reż. Waldemar Krzystek, prod. Polska, 112 min