Według Philipa Gröninga, reżysera, scenarzysty, a zarazem operatora wstrząsającego dramatu „Żona policjanta”, tematem jego filmu nie jest przemoc domowa. Są nimi wewnątrzrodzinne relacje. Piękna, delikatna więź matki z córką oraz toksyczna żony z mężem. Miłość i agresja. Pośrodku dziecko, które musi dokonać wyboru. Sensem filmu jest ukazanie sposobu przekazywania tych emocji i pytanie, jak one kształtują. Czy uczą kochać? W pozornie niepodobnym, lecz równie poruszającym dokumencie Gröninga „Wielka cisza” o życiu zakonnym także chodziło o trudne sprawy. Bóg i czas. Co tworzy duchowość? Ta kwestia powraca i w „Żonie policjanta”, tyle że nie wprost, jakby z przeciwnej strony, poprzez obraz destrukcji. Gröning opowiedział historię rozpadu małżeństwa oszczędnym, ascetycznym językiem. Każda scena, potraktowana niczym rozdział książki, zaczyna się i kończy planszami zapowiadającymi jej koniec i początek. Zrazu to drażni, ale zabieg jest celowy i pozwala lepiej zrozumieć intencje autora, który jak ognia chciał uniknąć realistycznego spłaszczenia. M.in. za ten efekt, pozwalający czytać film jak medytację, otrzymał Nagrodę Specjalną Jury na festiwalu w Wenecji.
Żona policjanta, reż. Philip Gröning, prod. Niemcy, 175 min