Rotmistrz Pilecki uchodzi za jednego z najodważniejszych żołnierzy, jakich wydała II Rzeczpospolita. W 1920 r. zasłużył się w zmaganiach z bolszewikami o Wilno. Po klęsce wrześniowej kontynuował walkę w szeregach Państwa Podziemnego. Dobrowolnie dał się aresztować i trafił do Auschwitz, by tam przez dwa lata organizować ruch oporu więźniów. Po ucieczce z obozu wziął udział w powstaniu warszawskim i służył w II Korpusie Polskim pod dowództwem gen. Andersa. W komunistycznej Polsce został zamordowany przez UB. Z legendą Pileckiego próbował się już mierzyć – z umiarkowanym powodzeniem – Ryszard Bugajski w spektaklu telewizyjnym „Śmierć Rotmistrza Pileckiego”. Zrealizowany bez wsparcia PISF fabularyzowany dokument Mirosława Krzyszkowskiego rozczarowuje bardziej. Jest ilustracją nieco szerzej potraktowanej biografii Pileckiego, utkanej z relacji członków rodziny i rozbrajająco infantylnych scenek odgrywanych przez aktorów. Poza słusznym złożeniem hołdu jednemu z największych Polaków trudno tu mówić o jakimś artystycznym pomyśle. Metoda reżyserowania na klęczkach, lubiana i gruntownie przećwiczona choćby przez autorów papieskich hagiografii, osiągnięciem nie jest.
Pilecki, reż. Mirosław Krzyszkowski, prod. Polska, 100 min