Aniołowie i zdrajcy
Recenzja filmu: „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”, reż. Jerzy Zalewski
Film „Historia Roja” to pierwsza pełnometrażowa fabuła oddająca hołd martyrologii żołnierzy wyklętych. Wbrew tytułowi nie jest to wyłącznie biografia Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. Rój (w tej roli Krzysztof Zalewski-Brejdygant), członka NSZ, a później żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, tylko całego pokolenia walczącego aż do początku lat 50. o wolną Polskę. Przywołani zostali m.in. kapitan Zbigniew Kulesza ps. Młot (Mariusz Bonaszewski), który po ujawnieniu w 1947 r. został skazany na dożywocie, podporucznik Józef Kozłowski ps. Las (Jerzy Światłoń), zamordowany w więzieniu na Mokotowie w 1949 r., oraz kapral Bronisław Gniazdowski (Wojciech Żołądkowicz), który zginął w obławie wraz ze starszym sierżantem Dziemieszkiewiczem w 1951 r. Propaganda PRL robiła z nich bandytów i antysemitów. „Historia Roja” oddaje im cześć, ale i próbuje ułożyć na nowo powojenną historię. Rację przyznaje wyłącznie aniołom, czyli prawdziwym patriotom, którzy zabijali, napadali na komunistyczne banki i z honorem oddawali życie za niepodległą Polskę. Po drugiej stronie – sami kolaboranci, zdrajcy i tchórze.
Film Jerzego Zalewskiego niezbyt zręcznie polemizuje m.in. z „Popiołem i diamentem” Wajdy (scena z kieliszkami) oraz odwołuje się do narodowo-katolickiej dumy „Hubala” Poręby (scena w kościele). Mimo dobrej środkowej części opowieści, czarno-białe podziały bardziej jednak irytują, niż angażują emocjonalnie. Tragiczny temat bratobójczej wojny domowej wstrząsająco przedstawił dekadę temu Ken Loach w „Wietrze buszującym w jęczmieniu”. Szkoda, że Zalewski nie wyciągnął wniosków z irlandzkiej lekcji.
Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać, reż. Jerzy Zalewski, prod. Polska, 135 min