Zaskakujący, uduchowiony, polifoniczny dramat psychologiczny, zrealizowany pod wyraźnym wpływem kina Terrence’a Malicka. Poezja i metafizyka, dyskretnie zepchnięte na drugi plan, dominują jednak nad warstwą fabularną. Akcja zawieszona jakby w czasie, komentowana głosami bohaterów z bliżej nieokreślonej przyszłości, osnuta jest wokół samobójczej śmierci sławnej reporterki specjalizującej się w fotografii wojennej (Isabelle Huppert). Jej bliscy: mąż i dwóch synów, których dzieli spora różnica wieku, próbują zrozumieć, co się stało, ułożyć na nowo relacje. Ale nie to jest głównym tematem zbudowanego z opiłków wspomnień filmu. Joachim Trier potraktował rodzinną żałobę jako pretekst do opłakiwania złudzeń, zawiedzionych marzeń o szczęśliwych związkach na różnych etapach życia. Wycofany, nadwrażliwy, nastoletni syn idealista (Devin Druid) przeżywa szok, odkrywszy banalną stronę romantycznej miłości. Jego starszy brat (Jesse Eisenberg), któremu żona rodzi pierwsze dziecko, uświadamia sobie, że nic go z nią nie łączy, uczucia wyparowały. Natomiast ojciec (Gabriel Byrne) musi się pogodzić z oszustwem oraz brakiem lojalności żony, z którą spędził połowę życia. „Głośniej od bomb” to cichy lament nad zranionymi uczuciami, skarga, że życie nie wygląda tak, jak powinno. Dobrze zrealizowany, wielowymiarowy, symboliczny film dowodzi, że o najdelikatniejszych sprawach można mówić szeptem, choć nie zawsze spotka się to ze zrozumieniem.
Głośniej od bomb, reż. Joachim Trier, prod. Dania, Francja, Norwegia, 105 min