Rodzimych filmowców nie ciągnie zbytnio w stronę kina gatunkowego. Coś w tej materii ostatnio jednak się zmienia, czego dowodem wysyp całkiem przyzwoitych produkcji, m.in. Wojciecha Kasperskiego („Na granicy”) czy Michała Otłowskiego („Jeziorak”), umiejętnie łączących konwencję czarnego kryminału i thrillera. Ich śladem podąża Maciej Żak („Supermarket”), proponując w „Konwoju” zabawę w stylu kina drogi z domieszką krwawej rozgrywki à la Tarantino. Efekt, biorąc pod uwagę fabularne ograniczenia tego projektu, wydaje się satysfakcjonujący.
Znaczna część akcji osadzona jest w ciasnym wnętrzu więźniarki transportującej z aresztu do zakładu psychiatrycznego groźnego przestępcę (Ireneusz Czop). Eskortujący go strażnicy zachowują się dziwnie. Sprawca nazywany przez nich śmieciem i zbójem ma na sumieniu ciężkie zbrodnie m.in. na policjantach, ale ma szansę uniknąć kary, co stróżom prawa każe wątpić w sprawiedliwość wymiaru sprawiedliwości. Oprócz wracającego jak bumerang pytania o adekwatność kary do bezmiaru popełnionej winy, zahaczającego o zawsze atrakcyjną kwestię samosądu, „Konwój” kusi pojedynkiem aktorskich gigantów. Po raz pierwszy mamy okazję oglądać razem na ekranie Janusza Gajosa grającego tu mało sympatycznego dyrektora aresztu oraz Roberta Więckiewicza w roli nadużywającego alkoholu i narkotyków sierżanta, który wadzi się z upiorami przeszłości. Obaj w mistrzowskiej formie. Wątpliwości budzi jedynie nienaturalnie przyspieszająca w finale i przez to nieco zagmatwana narracja oraz pointa, z której nie do końca jasno wynikają motywacje jednego z bohaterów. Mocne, męskie kino rozrywkowe podszyte lękiem o prawo i sprawiedliwość.
Konwój, reż. Maciej Żak, prod. Polska, 102 min