Jak urządzić świat, aby człowiek czuł się w nim szczęśliwszy? Idealnej receptury do dziś nie znaleziono, ale pokusa utopii pozostaje jednym z najważniejszych wyzwań ludzkości. Rozczarowany konsumpcyjnym szaleństwem współczesnej Ameryki bohater komediodramatu „Captain Fantastic” (nominowany za tę rolę do Oscara Viggo Mortensen) zaszywa się w dzikie otchłanie lasów w zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Wraz z żoną buddystką wychowują poza społeczeństwem sześcioro dzieci w wieku od kilku do kilkunastu lat, poddając je osobliwemu eksperymentowi edukacyjnemu. W życiu codziennym kierują się zasadami świeckiego humanizmu (wolność, równość, demokracja itd.) ze szczególnym naciskiem na poszanowanie natury. Kontestują kapitalizm. Przestarzałe rytuały religijne zastępują lekcjami filozofii (bogiem w ich świecie jest Noam Chomsky). Zamiast nudnego shoppingu w supermarketach uczą polowania na dzikie zwierzęta w celu samodzielnego zdobywania pożywienia. Nie korzystają z elektryczności. Zaprawieni w survivalu, bez dostępu do telewizji, internetu, mediów społecznościowych, wolne chwile poświęcają sztuce (muzykują) oraz myśleniu i rozwijaniu intelektualnych pasji, w czym pomocne staje się studiowanie starannie wyselekcjonowanej literatury (Nabokow, Dostojewski itd.).
W filmie poznajemy ten postnewage’owo-hipisowski raj w momencie dramatycznej próby. Cierpiąca na chorobę dwubiegunową żona popełnia samobójstwo. Jej rodzina, wbrew testamentowemu zapisowi, domaga się tradycyjnego, chrześcijańskiego pochówku. Najstarszy syn kończy 18 lat i oprócz bezpruderyjnych rozmów z tatą i rodzeństwem o seksie będzie za chwilę potrzebował nowych na tym polu doznań. „Captain Fantastic” jest antysystemową fantazją. Mierzy się z potrzebą cywilizacyjnych zmian, przedefiniowania reguł dotychczasowego modelu społeczeństwa i rodziny, pozwalając na chwilę poczuć, na czym polega nonkonformizm, idealizm, romantyzm nieskażony hipokryzją w wersji 2.0. Szlachetnie naiwne, głęboko oczyszczające.
Captain Fantastic, reż. Matt Ross, prod. USA, 118 min