Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Film

Diablo słodkie

Recenzja filmu: „Piękna i Bestia”, reż. Bill Condon

Emma Watson i Dan Stevens w aktorskiej wersji animacji Disneya sprzed 26 lat Emma Watson i Dan Stevens w aktorskiej wersji animacji Disneya sprzed 26 lat Disney / materiały prasowe
Nowa wersja utrzymuje niezdrowo wysoką dawkę cukru starej, co pozwoli jej trafić do widzów niepełnoletnich.

„Może jest tu coś, czego wcześniej tu nie było” – to fragment jednej z bardziej znanych piosenek z „Pięknej i Bestii”. Musical wraca do kin po 26 latach od premiery animacji Disneya, tym razem w wersji łączącej efekty specjalne z grą aktorską. Ale sama opowieść pozostaje niezmieniona: Bella (spokojna, godna, romantyczna i dobrze przydzielona do tej roli Emma Watson) jest niezadowolona z perspektyw oferowanych przez małe francuskie miasteczko. A także z natarczywych oświadczyn wojskowego (jako Gaston dobrze bawiący się Luke Evans). Ona lubi książki (wypożyczane z parafii), on – akcje podjazdowe. Na domiar nieszczęścia ojciec Belli (Kevin Kline) zostaje uwięziony przez złowrogą Bestię w skrytym wśród lesistych wzgórz, nawiedzonym zamku. Bella występuje z propozycją, że to ona zamiast ojca pozostanie więźniem na zamku. Nie wie, że pod diablo wykręconym porożem i pazurami lwa skrywa się zaklęty książę (Dan Stevens). Nadal trwają w układzie więżący-więziona, gdy zaczynają coś do siebie czuć.

W utrzymanym w stylistyce łączącej rokoko z gotykiem, zalanym żółtym światłem obrazie Billa Condona zdarzają się przyjemne momenty. Wśród nich np. odgadywanie, czyimi głosami – a chodzi o bardzo znanych brytyjskich i amerykańskich aktorów – mówi służba Bestii, zaklęta w animowane miotełki do kurzu czy nakręcane zegary. Pomysłowe jest też osadzenie przedakcji w czasie przed rewolucją francuską. To wtedy książę hoduje w sobie niegodziwość. Albo nawiązania do alpejskiego musicalu „Dźwięki muzyki” w scenie, w której Bella śpiewa na łące. Jednak te zmiany, dodające opowieści ciepła i człowieczeństwa, nie są w stanie ruszyć jej podstawowego problemu: nie ma w kinie mocniejszego przypadku syndromu sztokholmskiego niż ten z „Pięknej i Bestii”. Nadal uległa dziewczyna wybawia cierpiącego chłopaka, który ją więzi. Disney nie potrafił relacji międzyludzkich dostosować do współczesnych realiów (pojawia się na moment wątek homoseksualny). Nowa wersja utrzymuje za to niezdrowo wysoką dawkę cukru starej, co pozwoli jej trafić do widzów niepełnoletnich.

Piękna i Bestia, reż. Bill Condon, prod. USA, 129 min

Polityka 11.2017 (3102) z dnia 14.03.2017; Afisz. Premiery; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Diablo słodkie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną