W dramacie rodzinnym „Dwie kobiety” Martina Provosta piękna 74-letnia gwiazda europejskiego kina nie pojawia się w aż tak ekscentrycznym wcieleniu jak w „Zupełnie Nowym Testamencie” (gdzie jej partnerem, także łóżkowym, był goryl), za to francuscy krytycy upierają się, że to jedna z najlepszych ról w jej karierze. Gra amoralną, chorą na raka mózgu femme fatale, która trzy dekady temu nieświadomie doprowadziła do samobójstwa swojego kochanka. Jej złożony charakter poznajemy przez pryzmat 47-letniej córki nieżyjącego mężczyzny (Catherine Frot) – skromnej położnej zatrudnionej w nierentownym prowincjonalnym szpitalu, spędzającej wolny czas w ogródku; przeciwieństwa władczej, wyciskającej z życia, ile się da, hedonistki. Gdyby „Dwie kobiety” nakręcił ktoś taki jak Bergman, konfrontacja obu szukających bliskości pań przerodziłaby się w wyrafinowaną grę kłamstw, pozorów i masek. Provosta nie interesuje mroczna strona tego spotkania, tylko codzienność pojednania i silniejsza niż wszystko potrzeba budowania relacji rodzinnych. Co nie najlepiej służy filmowi, niebezpiecznie ocierającemu się o sentymentalny banał.
Dwie kobiety (Sage femme), reż. Martin Provost, prod. Francja 2017 r., 117 min