Z komedią romantyczną wiadomo. Wystarczy odrobina tandeciarskich dialogów z któregoś z seriali, do tego celebryccy aktorzy, szczypta egzotyki (niech on pracuje w Brukseli albo niech ona będzie początkującą tancerką). I jeszcze dużo miłosnego qui pro quo, najlepiej ze zdradą, ślubem albo wyjazdem zagranicznym w tle. Im głupiej na ekranie, tym szybciej kasa rośnie na koncie producenta.
W „Miłości na wybiegu” Krzysztofa Langa powyższa strategia sprawdza się wybornie. Mamy sceny podwodnego całowania na basenie w pięknych okolicznościach przyrody (Madera). Upartego Kopciuszka pracującego w smażalni, co nie chce, ale musi zostać modelką (Karolina Gorczyca). Wziętego fotografa ogromnie nieszczęśliwego z wykonywanego zawodu, a przez to niezwykle atrakcyjnego dla władczych pań (Marcin Dorociński). Sporo ogólnie ciekawych spostrzeżeń na temat erotycznych upodobań kobiet („seks z własnym butem jest lepszy”), śmiałych pytań („ile ma centymetrów?”) oraz praktycznych, życiowych porad („możesz być, kim chcesz, miłość znajdzie cię na wybiegu”).
Są też zdrady na wydmach, pożałowania godne intrygi w agencji modelek, sesje zdjęciowe nad morską przepaścią, warszawskie kawiarnie z podświetlanymi fontannami. Usatysfakcjonowani powinni się też czuć wszyscy sponsorzy filmu, hojnie wynagrodzeni w postaci krzykliwej reklamy logo ich firm. Ich pieniądze poszły zapewne na zakup praw do dwóch przebojów Morcheeby na ścieżce dźwiękowej. Krótko mówiąc, wakacyjny hit w polskim stylu.