Recenzja książki: Tom Shone, „Reżyser wyobraźni”
Mimo trudnych pojęć – takich jak konfluencja, rekursywność czy skala lidyjska – książka jest bardzo przystępna w lekturze.
Mimo trudnych pojęć – takich jak konfluencja, rekursywność czy skala lidyjska – książka jest bardzo przystępna w lekturze.
Kolejna książka noblistki Annie Ernaux potwierdza, że mamy do czynienia z literaturą bezkompromisową.
Powstanie tej książki było tylko kwestią czasu. To poniekąd ciąg dalszy świetnego „Bieżeństwa 1915”, opowieści o uciekinierach z Białostocczyzny czasów Wielkiej Wojny.
Wspaniała, wyczulona opowieść, w której najistotniejsze okazują się sceny z codzienności, spacerowanie, chodzenie dla samego chodzenia. Patrzenie i słuchanie bywa szczęściem.
W skromnej książeczce Chambers zdołała poruszyć naprawdę wiele wątków: od refleksji na temat sensu istnienia, po zmiany zachodzące w środowisku, społeczeństwie, a nawet języku.
Ta książka, nagradzana w Niemczech i Szwajcarii, jest bezkompromisowa fabularnie i formalnie.
Były policjant po przejściach, rozwiedziony, w biurze trzyma zawsze butelkę whisky i w trakcie śledztwa co jakiś czas dostaje od kogoś po głowie. Brzmi znajomo?
Te opowiadania wymagają uwagi, czasem jedno zdanie może nas nakierować na jakieś zaskakujące odkrycie.
Bohaterowie są – w oczach świata – nieco ekstrawaganccy, bo wymykają się szufladkom, schematom i diagnozom. Chutnik wydobywa ich z cienia.
Wyciąganie niedokończonych opowiadań i niepublikowanych fragmentów powieści z szuflady zmarłego pisarza budzi etyczne wątpliwości, a efekty rzadko są satysfakcjonujące.
Wyciąganie niedokończonych opowiadań i niepublikowanych fragmentów powieści z szuflady zmarłego pisarza budzi etyczne wątpliwości, a efekty rzadko są satysfakcjonujące.
Autorka „Mapy” i „Czarnego hetmana” tym razem opowiada nam historię alternatywną rozgrywającą się w latach 80. i 90. w Krakowie i we wsi podkrakowskiej.
Dostajemy powieść, od której trudno się oderwać, płynącą spokojnym rytmem, ale też pełną zapierających dech opisów.
Dostaliśmy książkę szczerą do bólu, która dla jednych będzie dobrą okazją do wyzwolenia własnych wspomnień, a inni mogą ją potraktować jako cenne świadectwo historii.
Dużo tu elementów, jak na niewielką w sumie powieść, ale wszystko jest poukładane z głową.
Świetna i ważna książka stanowiąca przyczynek do szerszej dyskusji.
Wydana w USA trzy lata temu powieść ugruntowała mocną pozycję S.A. Cosby’ego wśród afroamerykańskich autorów prozy gatunkowej, choć to książka o innym ciężarze gatunkowym niż kryminały Colsona Whiteheada.
Czuć niesmak, niepokój, a jednocześnie nie można się oderwać.
Ta powieść wiele pozwala zrozumieć. Choćby ten stan, kiedy nic nie cieszy, bo żyje się pustym, nie swoim życiem.
Powieść trzyma się blisko rzeczywistych zadrażnień między potęgami, więc i trzyma w napięciu.
Autorom zaskakująco wartko udało się poprowadzić narrację, a z opisywanych zdarzeń wyciągnęli nie tylko smaczki, lecz i ogólne prawdy o „polskości”.
„Księga Beastie Boys”, która jest trochę jak strumień anegdot rzucanych podczas oprowadzania po Nowym Jorku lat 80.
Dwie dziewczyny, przyjaźń, szkoła, uniesienia i upokorzenia.
O dziele Graya mówi się, że to odwrócony „Frankenstein” Mary Shelley.
Trup pada już w pierwszym zdaniu. A potem napięcie rośnie. To jest o tyle ciekawe, że ten thriller z elementami grozy rozgrywa się w amerykańskim światku wydawniczym.