Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Legenda włóczęga

Kawiarnia literacka

Zaniepokojeni mieszkańcy New Jersey zadzwonili po policję. Młody stróż prawa wylegitymował osobnika przy świadkach i okazało się, że jest to... Bob Dylan. Czyli raczej legenda, a nie włóczęga, czyli – chcąc nie chcąc – Ktoś.

Jak donosiły niedawno media, podejrzany staruszek szwendał się bez celu ulicami New Jersey i siał niepokój wśród spokojnych mieszkańców, a jego ubiór mógł świadczyć o wszystkim, tylko nie o tym, że należy do grona szanowanych obywateli miasta. Bardziej lump niż obywatel. Ubrany w spodnie od dresów, na nogach – czarne buty, pewnie jeszcze od ślubu albo już zakupione do trumny. Na plecach – dwa liche płaszcze, włożone jeden na drugi. Ogólnie wyglądał bardzo, ale to bardzo niechlujnie. Łaził w tę i z powrotem, coś tam w myślach obmyślał.

Podobno chciał sobie, ot, tak, popatrzeć na domy. Policjant grzecznie, aczkolwiek stanowczo wsadził Dylana do radiowozu i odwiózł na miejsce, gdzie „spacerowicz” miał dać następnego dnia koncert. Szanowani obywatele odetchnęli z ulgą: Dylan, nie Dylan, ale na pewno dziwak.

To przejmująca historia. Coś się kończy. Coś ściska w gardle, gdy wyobrażam sobie przygarbionego barda, jak przemierza ulice kloszardowskim krokiem. Można z niej wyciągnąć wiele wniosków. A choćby taki, że dla młodego policjanta Bob Dylan czy Bob Budowniczy to jeden grzyb. A choćby i ten, że „głos pokolenia lat 60.” przesadził. Nie powinien straszyć obywateli New Jersey starą twarzą i galanterią rodem z lumpeksu. Ale jeszcze i jeden, może najważniejszy wniosek: dzisiejsze społeczeństwo nie zna legend, które kształtowało jego tożsamość. Co więcej, dzisiejszemu społeczeństwu legendy nie są już do niczego potrzebne.

Swego czasu, sprowokowany polemiką Jarosława Klejnockiego z Jakubem Żulczykiem o tragicznej śmierci młodego pisarza, zastanawiałem się, jak to jest: ginie obiecujący prozaik i jest żegnany wzruszeniem ramion, a Joli Rutowicz złamie się tips i o tipsie złamanym huczy cały naród, by zaraz wstrzymać oddech: czy w miejsce starego tipsa pojawi się nowy, piękniejszy i dłuższy? Można od biedy stwierdzić, że jakie czasy, takie legendy. Wzorem dla mego dziadka był Mieczysław Fogg, ojciec wyznawał kult Johna Lennona, ja na starość rachitycznym tchem przekażę legendę o Joli R. Nie można obrażać się na rzeczywistość – w dawnych wiekach wyznawano panteizm, dzisiaj przestrzeń duchową przenika panjolizm.

Legendy w starym wydaniu są nieatrakcyjne. Pachną naftaliną, wywołując obojętność, czasami irytację, a niekiedy – pobłażliwe traktowanie. Przecież Jim Morrison był grubasem, któremu w paryskiej norze stanęło serce. Kurt Cobain – zaćpanym durniem, skoro zastrzelił się, zamiast liczyć kasę i mieć wszystko gdzieś. Trzeba być skończonym idiotą, a nie „paktofonicznym” Magikiem, żeby zaraz po wydaniu płyty wyskakiwać przez okno. A nasze literackie legendy nieszczęsne, które pochłania zbiorowa amnezja? Był Witkacy i Komornicka vel Piotr Włast. Był Wojaczek, Stachura, był Skrzyposzek, Krzysztoń, Bruno-Milczewski i wielu innych. Oni należą do minionej epoki, do starej, zużytej opowieści, mówiącej, że genialność zmierza zazwyczaj do tragicznego finału, a jej sens raczej nie zadomawia nas w świecie. Ona zwraca uwagę na inny świat.

Tymczasem współczesna wyobraźnia masowa boi się tragiczności jak diabeł święconej wody, chce tkwić w permanentnej ekstazie. Tragiczność jest passé. Jej miejsce zajmuje widowiskowy i podretuszowany witalizm. Kto nie wierzy, niech spojrzy na mięśnie ponadpięćdziesięcioletniej Madonny, które z niejedną sztangą się zmagały. Obecni władcy wyobraźni masowej sami stwarzają legendy – mocno liftingowane, z botoksem, korekcją członków wszelkich. Ich patronem jest Piotruś Pan Michael. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Cobaina na siłowni, z wielkim trudem przychodzi mi na myśl, że Stachura wymyślając „Siekierezadę” mógłby ściskać złotą kartę klubu fitness. A wiatr zmian wieje właśnie z tej strony.

Nowe gwiazdy stają się spełnionym snem mister Hyde’a. I jeśli pojawi się tragiczność, to będzie wypełniona inną treścią i w innym opakowaniu, rozumianym dosłownie. Za kilka lat będziemy opowiadać sobie legendy i bajki o jakimś artyście, którego czoło i brwi zastygły na wieki po wstrzyknięciu sześciu kilo botoksu, choć reszta ciała wciąż żyje. Czyż to nie tragiczne?

Ogarniać nas będzie dreszcz podniecenia i smutku na myśl o legendarnych szwach w gwiazdeczki, jakie przecinały pupę twórcy literatury popularnej, zanim nie odpadła – pupa, rzecz jasna. (Może o literatach będzie się mówić wyłącznie jako o kaskaderach polskiej chirurgii, kto wie). Pod strzechy trafią intymne legendy o silikonowej waginie piosenkarki pop, która nigdy nie osiągnęła orgazmu stereo, jak Beba w „Kabarecie metafizycznym” Gretkowskiej, ale za to śpiewa w kółko (wagina, nie piosenkarka) „Białego misia” a cappella.

To będą dziwy anatomiczne, o których nie śniło się mistrzom gnozy. Już dzisiaj mamy pierwsze oznaki, a wielcy przygotowują maluczkich do swoich legend. Tomasz Jacyków stwierdził w jednym z wywiadów, że w XXI w. botoks będzie dla higieny człowieka tym samym co poczciwina mydło. Zrozumiałem, że jeśli nie posłucham jego rady, przez resztę życia będę brudasem i nie pojmę nowego języka legend.

Stary Bobie Dylanie, też powinieneś wysłuchać życzliwej rady! Wszak o młodości pięknie śpiewałeś. Żebyś miał chociaż jeden silikonowy pośladek – rozpoznawalny na okładkach czasopism. Żebyś choć nos sobie pogrubił lub zwęził, twoja przegroda nosowa byłaby bramą do nowoczesnej i wciąż żywej legendy. Poznaliby się na tobie, i młody policjant, i szanowani mieszkańcy New Jersey, i cały świat. A tak twoje ciało staje się zużytym organem, więc sam przestajesz cokolwiek znaczyć. Nie opisze cię nowy język legend.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną