Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Czarny Roman

Kawiarnia literacka

Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach: jeśli nie pamiętało się zawczasu o zakupach, to w weekend trzeba iść aż na Nowy Świat.

Jak się okazało – warto było; bo nie tylko bagietka od Vincenta, która jednak nie ma sobie, o ile wiem, równych w Śródmieściu, a także znakomite małe kabanosiki pepperoni, ale i widok. Otóż w delikatesach na Nowym Świecie stał przy kasie Czarny Roman i w najlepsze kupował słoik miodu czy dżemu. I miał on, proszę Państwa, brodę.

Czarny Roman tak naprawdę nie nazywa się Roman (nosi takie samo imię i nazwisko jak pewien prawicowy poeta polski; co więcej, od czasu do czasu (g)romko popiera PiS, więc coś tu jest na rzeczy), natomiast rzeczywiście ubiera się na czarno. Przeważnie w długie, nieco dzwonowate spodnie, latem w bolerko lub zwykłą marynarkę, zimą w kurtkę lub płaszczyk; do tego jeszcze kapelusz z małym rondem, a wszystko nieodmiennie w różnych odcieniach czerni. Spotkać go można w Śródmieściu, gdzie całymi dniami przechadza się to Chmielną, to Nowym Światem, to pasażem Wiecha, z przerwami na drzemkę na jednej z ławek (o ile jest akurat ciepło) lub wizytę w kawiarni. Jeśli jest w nastroju przysiadalnym, zaczepia przechodniów i ostrzega ich przed nadlatującym meteorytem lub opowiada, że jest „świadomością nieśmiertelności mordu”; jeśli w nieprzysiadalnym – to nie.

Jest bohaterem filmu i niezliczonych anegdot, w necie ma swoich zaprzysięgłych fanów i poświęcony mu blog, z którego można wyczytać ileś konkurencyjnych teorii na temat jego dawnego życia, a nawet wiadomości o ulubionej diecie (maca popijana naparem z dziurawca). Zdjęć Czarnego Romana w sieci – mnogość; wszędzie te same głęboko osadzone, przenikliwe oczy i zapadnięte policzki. Ale broda? Brody nie ma na żadnym z nich.

Nic jednak na świecie nie jest wieczne, Czarny Roman brodę zapuścił. Nie wiem, jak dla Państwa, ale dla mnie była to wiadomość dnia, a nawet tygodnia. Czy wkleiłem na Facebooku? Oczywiście, że wkleiłem. Wojtek zakrzyknął: – Czarny Roman? Brodę?! Świat się wali!, a Aleksandra dodała: – Zaczął też nosić crocsy. Istotnie, latem Czarny Roman chadzał boso, a kiedy robiło się chłodniej, w czarnych butach na obcasie. Tu zaś crocsy, w dodatku żółte. I – dopisałem – kożuszkokurtka. Na co Aleksandra stwierdziła: – Jednak taka ikona mody może sobie na wiele pozwolić.

I nie było w tym wcale kpiny. Oczywiście, Czarny Roman jest chory; oczywiście, ma napady agresji i bezładnej gadaniny. Jednak przy całym swoim odklejeniu od rzeczywistości, od biegu tego miasta, jest jego trwałą częścią, podobnie jak Pałac Kultury, pomnik Kopernika i wartownik pod amerykańską ambasadą.

Takich ludzi jest, rzecz jasna, więcej, ale nie tak znowu wielu. Piotr Skrzynecki chadzał po Krakowie w pelerynie i z piórkiem wetkniętym za wstążkę kapelusza, lecz była to część jego scenicznego wizerunku; niedawno zmarły gdański Pirat Andrzej, krakowska Biała Dama czy warszawski pseudoszlachciura z placu Zamkowego to postaci, dla których kostium, monologi czy pantomimy są sposobem na zarabianie. Z drugiej strony, każde duże miasto zawsze ma swoich wykluczonych: bezdomnych, żebraków, chorych psychicznie, widocznych we wspólnej przestrzeni; ale awanturnik z patriarszą siwą brodą spod kościoła Świętego Krzyża, w przypływach furii rzucający się z brzytwą na przechodniów, albo tajemnicza pani, która wyklejała wiaty przystanków i bramy kamienic przy Trakcie Królewskim niekończącymi się monologami o wymierzonym w nią światowym spisku polskiej kolei, papieża i jego konkubiny oraz szpitali psychiatrycznych, to też osobne przypadki.

Czarny Roman należy do całkiem innej kategorii. Jak, powiedzmy, sopoccy ekscentrycy z czasów PRL: Parasolnik, George Canada i Peter Konfederat. Albo jak Pani Pomadka, ubrana w czerwony płaszcz i czerwone szpilki, z twarzą równomiernie, od brody do czoła, wymalowaną szkarłatną szminką (za czasów studiów widywałem na Krakowskim Przedmieściu; znikła mi z oczu na parę lat, ale dowiedziałem się niedawno, że była w tłumie blokującym marsz neofaszystów). Ich persona: strój, sposób mówienia, powtarzające się lub niepowtarzalne opowieści, nerwowe tiki, typowe gesty, to coś pomiędzy chorobą a teatrem jednego aktora, dla którego ulica jest sceną, zaś przechodnie – przesuwającą się, zmienną, płynną publicznością.

Po dekadach to ich, często wykpiwanych, pogardzanych, krzywdzonych, pamięta się najbardziej, to im stawia się pomniki, to oni okazują się esencją miasta.

Parę lat temu, kiedy stał jeszcze pawilon Chemii przy Brackiej, chadzałem tam często do znakomitego lumpeksu. Chadzał tam, jak się okazało, również Czarny Roman. Widziałem kiedyś, jak podchodzi do sprzedawcy i pyta go grzecznie: – Przepraszam, a czemu te szelki nie mają klamerek, tylko paski z dziurkami?, a sprzedawca go ignoruje, bo to „wariat”, a „wariata” można ignorować bezkarnie. Podszedłem, przeprosiłem, że się wtrącam, i powiedziałem, że to specjalne szelki do spodni z przyszytymi guzikami. Czarny Roman zastygł, popatrzył na mnie badawczo, ukłonił się i powiedział głosem pełnym dystynkcji: – Proszę pana... ma pan niebywały wprost... zmysł detalu! A powiedział to właśnie tak, jak mówią ludzie z niebywałym zmysłem detalu. Po czym odwrócił się na pięcie i poszedł szperać między wieszakami w poszukiwaniu czegoś czarnego.

Kiedy więc Aleksandra pisze o nim, że jest ikoną stylu – wiem, że nie kpi. Za 30, za 50 lat nikt nie będzie pamiętał obsypanych brokatem stylistów ze zdjęć w archiwum Plotka. A Czarny Roman, w bolerku, w dzwonach, boso, będzie maszerował przez naszą pamięć, kolebiąc się na boki i wykrzykując coś w przestrzeń.

Jacek Dehnel (ur. 1980 r.) debiutował tomem wierszy „Żywoty równoległe” (2004 r.). W 2005 r. otrzymał Nagrodę Kościelskich. W 2006 r. opublikował powieść „Lala”, za którą otrzymał Paszport POLITYKI. Wydał też m.in. tomy wierszy „Wyprawa na południe” (2005 r.), „Brzytwa okamgnienia” (2007 r.), „Ekran kontrolny” (2009 r., nominacja do nagrody Nike 2010) oraz prozę: „Rynek w Smyrnie” (2007 r.), „Balzakiana” (2008 r.), „Fotoplastikon” (2009 r.).

Polityka 52.2010 (2788) z dnia 25.12.2010; Kultura; s. 113
Oryginalny tytuł tekstu: "Czarny Roman"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną