"Rękopisy nie płoną” – pisał w „Mistrzu i Małgorzacie” Michaił Bułhakow. Popularny w literaturze postmodernistycznej motyw rękopisu-księgi pojawia się także w powieści „Wojna i wojna” László Krasznahorkaiego, kolejnej po „Szatańskim tangu” i „Melancholii sprzeciwu”, która ukazuje się w Polsce. Celem Györgya Korima jest uchronienie tajemniczego dzieła przed zniknięciem, zachowanie go „dla wieczności” za pomocą… Internetu. Misternie skonstruowana narracja (nielinearna, trzecioosobowa, z częstym użyciem mowy zależnej, co dla węgierskiego pisarza charakterystyczne) wprowadza nas w dziwny świat Korima i bohaterów przypadkowo odnalezionego rękopisu.
Historyk Korim trafia na niego w archiwum, w którym pracował. To wydarzenie zmienia jego życie, choć szaleństwo tkwiło w nim już wcześniej, zanim jeszcze opuściła go żona. Wszyscy się od niego odwracają, czy też raczej on sam odwraca się od świata. Sprzedaje mieszkanie, aby w Nowym Jorku, w tym centrum świata, współczesnym Babilonie, dokonać swego dzieła.
Wraz z Korimem poruszamy się w gąszczu znaczeń – literackich nawiązań, odwołań do mitologii i współczesnej filozofii – a także niedopowiedzeń, pozostawiających miejsce na interpretację. Nad prozą Krasznahorkaiego unosi się duch dojrzałego modernizmu, przede wszystkim Becketta i Kafki, z akcentem na absurd istnienia i jego nielogiczność. Autor prowadzi nas przez świat Korima – świat człowieka zagubionego, obcego czy – jak ujął to w „Ziemi Ulro” Czesław Miłosz – wydziedziczonego.
László Krasznahorkai, Wojna i wojna, przeł. Elżbieta Sobolewska, W.A.B., Warszawa 2011, s. 336