Światowe rozkosze
Recenzja książki: Truman Capote, Wysłuchane modlitwy. "Powieść nieukończona"
Albo przynajmniej jedna spośród „wielkich amerykańskich powieści” jak „Grona gniewu” czy „Absalomie, Absalomie!” – taki cel postawił przed sobą Truman Capote. Publikacja czterech rozdziałów w magazynie „Esquire” zakończyła się skandalem towarzyskim, czemu nie można się dziwić, niełatwo bowiem znaleźć osobę z wyższych sfer, która po ich lekturze nie poczuła się obrażona. Wielki sukces „Z zimną krwią” stał się dla amerykańskiego pisarza początkiem końca, a „Wysłuchane modlitwy” – zapewne ku radości wielu ówczesnych celebrytów – nigdy nie zostały przez niego ukończone, głównie ze względu na postępujące uzależnienie od alkoholu i narkotyków.
Z Proustem książkę Capote’a łączy jedynie próba stworzenia obrazu wyższych sfer, jednak „Wysłuchane modlitwy” przywodzą raczej na myśl wcześniejsze dokonania autora „Harfy traw” albo powieść Huberta Selby’ego „Piekielny Brooklyn”. Nowojorskie i paryskie elity niewiele bowiem różnią się od wypranego z emocji, okrutnego świata wyrzutków społecznych Selby’ego. Przeziera przez nie ta sama pustka, choć piją Dom Pérignon zamiast piwa, a suknie zamawiają u Balenciagi. Capote prześwietla elitarny światek bezlitośnie, jak czynił to już w jednym z pierwszych opowiadań „Te ściany są zimne” i – przede wszystkim – w „Śniadaniu u Tiffany’ego”. Opowieść P.B. Jonesa, niedoszłego pisarza, który w dzieciństwie uciekł z sierocińca i dzięki brakowi skrupułów wdrapał się niemal na szczyt, jest nasycona anegdotami i seksem, bezkompromisowa, a momentami wręcz wulgarna. Szkoda, że Truman Capote nie zdążył jej skończyć, choć spory fragment, który się zachował, nie zapowiada arcydzieła, jakie mógłby stworzyć pisarz obdarzony tak wielkim talentem.
Truman Capote, Wysłuchane modlitwy. Powieść nieukończona, przeł. Krzysztof Obłucki, Warszawa 2011, Albatros, s. 232