Wydawać by się mogło, że skandynawska proza kryminalna wychodzi spod tej samej sztancy. Trudno wyobrazić sobie kryminały z Północy pozbawione społeczno-politycznego zacięcia czy postaci ponurego policjanta po przejściach. Jednak są skandynawskie kryminały zupełnie inne od tworzonych przez Camillę Läckbeg, Stiega Larssona czy Henninga Mankella, a jednym z ich autorów jest Szwed Johan Theorin. Theorin zadebiutował powieścią „Zmierzch” otwierającą cykl kryminalny – dosyć specyficzny. Przede wszystkim nie ma w niej głównego bohatera, choć w kolejnych powieściach pojawiają się te same postacie, choćby były marynarz, staruszek Gerlof, który lubi zajmować się lokalnymi tajemnicami, zwykle naprowadzającymi go na kryminalne intrygi.
Właśnie, lokalność… Tym, co łączy poszczególne części cyklu powieściowego, jest miejsce akcji, czyli malowniczo posępna bałtycka wyspa Olandia. Theorin jest zafascynowany tą przestrzenią, jej przyrodą, przeszłością, obyczajami żyjących tam ludzi. Właściwie kryminały autora „Nocnej zamieci” można by nazwać etnograficznymi – tak wiele jest w nich informacji na temat wierzeń i kultury mieszkańców Olandii, wplecionych w jak najbardziej współczesne opowieści.
Nie inaczej jest też w „Smudze krwi”, trzeciej powieści cyklu. Theorin snuje w niej równolegle dwie opowieści: współczesną o Mörnerze, którego ojciec – swego czasu potentat branży porno – wpędził w spore problemy, oraz o przeszłości niestabilnej emocjonalnie pani Larsson, która traumy z dzieciństwa oswajała, jak umiała, uciekając w bajkowy świat elfów i trolli (zresztą nie tylko ona). Jak się okazuje w „Smudze krwi”, pomoc elfów bywa kłopotliwa. Przynajmniej dla tych, którzy w nie wierzą.
Johan Theorin, Smuga krwi, przekł. Barbara Matusiak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 455