Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki: „Ojciec”

materiały prasowe
Odziedziczyłem wszystkie jego niezdrowe skłonności, wady i słabości charakteru, pewne zdolności towarzyskie, jedynym, czego mi zabrakło, a co on miał w obfitości, był talent do matematyki.

I

Umarł mi ojciec.

W czwartek zadzwonił telefon, odezwała się kobieta, którą poznałem dawno temu na wieczorze literackim w Dubrowniku; powiedziała, że rano zabrali go do szpitala. To siostra żony ojca, której nigdy nie spotkałem. Pytam, co mu jest. Mówi: cukrzyca, i dodaje, że skórę ma pokrytą brązowymi plamami, ale tego nie zdiagnozowano. Poza tym ma odleżyny.

Mówi: po południu idę go odwiedzić, mniej więcej o drugiej, zadzwonię do pana, żeby pan z nim porozmawiał. Bardzo jest ostatnio niespokojny.

Telefon odzywa się trochę po drugiej, jestem w samochodzie, na szosie do Velikiej Goricy. Skręcam na stację benzynową Tifona, staję przy stanowisku do sprawdzania poziomu oleju i pompowania kół i odbieram.

Mówi: daję ci tatę. Dziwnie się czuję, słysząc to słowo, nie kojarzę go z sobą, nie wypowiedziałem go przynajmniej od trzydziestu lat, odkąd wkroczyłem w wiek dojrzewania.

Ledwie poznaję jego głos. Jakby ojciec zamienił się w balon i jakby ktoś mocno nadepnął na ten balon, ugniatał go i usiłował przebić. Wydało mi się, że mówi od rzeczy: Teraz zrozumiałem, co znaczą hitlerowskie obozy koncentracyjne, powiada, to jest jeden z nich.

Jak się miewasz? pytam, jakby wszystko było normalnie.

Jestem winien, mówi, bo nigdy nie mogłem ci okazać całej wdzięczności.

Za co?

Za to, co piszesz. Za etykę.

A ty się trzymaj, musisz wyzdrowieć, mówię i czuję się nieswojo.

Potem milczymy, między nami bzyczy telekomunikacyjny wszechświat, drut telegraficzny dzwoni, król Petar przemawia po nim, myślę, i mówię: dobrze, no to cześć, trzymaj się, musisz wyzdrowieć.

Potem słuchawkę przejmuje ona, mówi: o, słyszał pan, z panem był spokojniejszy – jakby nie było go w tamtym pokoju albo jakby już odszedł tam, dokąd odchodzą, kiedy się solidnie wymęczą, starzy ludzie, o których się mówi, że zamiast ziemskich wyroków mają odleżyny. W niedzielę rano przywitał mnie sms: Dobroslav w nocy umarł. Przyjmij wyrazy współczucia.

II

Nie byliśmy sobie bliscy, choć od zawsze mówili mi, że jestem kropka w kropkę jak on. Urodziłem mu się, kiedy miał trzydzieści osiem lat, był znanym sarajewskim lekarzem, jego sława i pozycja sprawiły, że wcześnie się postarzał, ale już po jakichś dwunastu miesiącach, gdy zacząłem chodzić, mówiono, że wyglądam zupełnie jak on: głowa, czoło, oczy, wyraz twarzy… Mały chłopczyk, i już taki podobny do mężczyzny w średnim wieku, tak jest chyba tylko u nas, na Zachodzie nie znają tego kultu podobieństwa albo czegoś w rodzaju lubieżnego zdziwienia, że dziecko jest podobne do rodziców, lub przynajmniej do jednego z nich.

Byłem kropka w kropkę jak ojciec. Na szczęście, bo gdybym był jak matka, można by się zastanawiać, kto jest moim ojcem. Od tego pytania zaczyna się nasze trwające całe życie poszukiwanie różnych tożsamości, historia rodzinna i społeczna, kilka wspólnych i osobnych opowieści posiekanych wojnami, jak jego starcze ciało przerzutami; kto jest ojcem dziecka? od tego pytania, które nigdy nie jest retoryczne i które zadaje się nawet wtedy, kiedy odpowiedź powinna być absolutnie pewna, zaczynają się wojna narodowowyzwoleńcza razem z pięcioma wiekami tureckiej niewoli, kilkoma serbskimi powstaniami i chorwackim buntem chłopskim; gdyby nie ono, to elementarne nasze pytanie, które zazwyczaj pierwsza zadaje teściowa – a więc matka problematycznego ojca, wątpliwego pod względem historycznym i biologicznym – i które potem niby dżuma płucna przenosi się od westchnienia do westchnienia tak długo, aż w końcu doprowadza do przelewu krwi, większego lub mniejszego, rodzinnego lub narodowego, co zawsze i od wieków zaczynało się u nas jako najbardziej prymitywna forma kryzysu tożsamości; gdyby nie to pytanie, nie wiedzielibyśmy nawet, kim jesteśmy, nie wiedzielibyśmy, że w tym naszym bałkańskim i środkowoeuropejskim świecie, na tym smętnym katolickim zadupiu, na dzikim prawosławnym i islamskim Zachodzie ludzi dzieli się na podobnych do matek i podobnych do ojców. Z tym że do ojca zawsze jest się podobnym za mało. To podobieństwo trzeba udowadniać przez całe życie. Grupa krwi A występuje częściej niż grupa 0. Jest więc bardziej prawdopodobne, że dziecko odziedziczy po jednym z rodziców A, jeśli drugie ma 0. To najstarszy i najprymitywniejszy medyczny sposób ustalania ojcostwa. Nie daj Boże, by dziecko urodziło się z grupą B, bo to znaczy, że jego ojciec nie jest ojcem rodzonym. Chociaż moja matka miała A, a ojciec 0, ja odziedziczyłem jego 0.

Odziedziczyłem wszystkie jego niezdrowe skłonności, wady i słabości charakteru, pewne zdolności towarzyskie, jedynym, czego mi zabrakło, a co on miał w obfitości, był talent do matematyki. Gdyby przeznaczył go dla mnie i przekazał mi w genach, nie pisałbym tego i nie zajmował się swymi tożsamościami. Wtedy moja tożsamość wynikałaby z matematyki, tak jak wynikały z niej niektóre jego tożsamości. Był internistą, hematoonkologiem, zajmował się białaczką, rysował mi, małemu chłopcu, schematy i wyjaśniał w ten sposób rodzaje i naturę białaczki, a te schematy, wydawało mi się, były czystą matematyką. Grypę leczy się witaminą C, zapalenie gardła antybiotykami, a białaczkę, najstraszniejszą ze wszystkich chorób, leczy się matematyką,
co w pewnym stopniu brzmiało dla mnie pocieszająco.

Specjalizował się dawno temu w Warszawie w mikrobiologii i chociaż wiedział o moich dwójach z matematyki i fizyki, o daremnych korepetycjach u różnych nauczycieli, radził mi, kiedy kończyłem szkołę średnią, żebym studiował mikrobiologię, bo do niej należy przyszłość. We wszystkim innym byłem kropka w kropkę jak on, ale tego, co by mnie zmieniło i z czym, przypuszczam, żyłbym dzisiaj spokojnie i anonimowo w jakimś Bostonie, Chicago albo Toronto, nie obchodziliby mnie ani Serbowie, ani Chorwaci, śniłbym po angielsku albo po francusku, a nie w tym kalekim języku, który także ma problemy z tożsamością, tego mi mój ojciec poskąpił. Bez własnej winy oczywiście.

Tylko w tej sprawie nie ma jego winy. We wszystkim innym był wobec mnie winny. A ponieważ jestem kropka w kropkę jak on, obwiniając jego, obwiniam siebie.

*

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne, przeł. Magdalena Petryńska.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną