Mamy wrażenie, że dostajemy kontynuację tomu „Kup kota w worku” z 2008 r. Różewicz pokazuje świat spotworniały w swojej głupocie i używa często do opisu, zwłaszcza w teatralnych miniaturach, języka zdewaluowanego, zużytego. Żart Różewicza w tym tomie jest jednak jeszcze bardziej gorzki i sarkastyczny. Świat to teatr ciał, w którym każda młoda dziewczyna jest dyrektorem („Światowy dzień teatru”). O ciele wszechrządzącym pisze też w wierszu zaczynającym się: „jestem molestowaną amazonką”, tyle że ten tekst raczej konsternuje i budzi opór, a nie śmieszy, podobnie zresztą jak inne pojawiające się czasem u Różewicza dość okropne monologi „głupich” kobiet.
Wśród tych kilku wierszy są takie, które wymierzają światu sprawiedliwość, mówią o nienawiści i mordowaniu się („O jedną literę”), wiersze pełne wściekłości, które są żartem, ale złość jest w nich całkiem poważna: „Kuchnia wasza nać”. Różewicz pisze też gdzie indziej o „zawodzie” poety: „poprawianie i czytanie/milczenie i wściekłość” – to jest ta praca, która jest zawodem właśnie w cudzysłowie. Ten mały zbiorek utrzymany jest w tonacji dydaktyczno-humorystycznej, ale na szczęście jest kilka pereł niedydaktycznych, takich jak wizyjny wiersz „boję się bezsennych nocy” i „jeszcze jeden dzień”, w którym „ktoś umarły/zaplątał się w moje/myśli palce piszące/mówiłem bez słowa/ z nim do niego”. I przede wszystkim piękny „Połów” o tym, czego poezja nie może: powołać kogoś ponownie do życia.
Tadeusz Różewicz, To i owo, Biuro Literackie, Wrocław 2012, s.106