Ja i ja. W fascynującym pierwszym tomie widzieliśmy, jak Mrożek podejmuje ten wysiłek, przystawia krzywe lustro do siebie, mierzy się z tym, co wydawało mu się okropne. Dziennik służył mu do tego, żeby ustalić, czym jest „stan duszy”, „dusza” i w ogóle życie. Pierwszy tom zyskał wstrząsającą klamrę, którą była śmierć żony. Te zapiski były dla niego miejscem gry o najwyższą stawkę, o odzyskanie życia. „Piszę, żeby żyć” – notuje.
Tyle że w tym ostatnim tomie cały ten eksperyment dla niego samego okazuje się złudny, bo nic się nie zmienia. Nazywa go dziennikiem widmem, bo mimo że pisze tylko o sobie, nie ma w nim „ja”. Okazuje się, że „ja” jest tak naprawdę wrogiem. Produkuje złudzenia. Świat zewnętrzny jest gdzieś za szybą i dlatego mamy wrażenie, że to się dzieje nie wiadomo kiedy, w jakiejś zamkniętej przestrzeni. Jedno się jednak zmienia – kończy się obsesyjna miłość do niejakiej Y. W dzienniku znajdujemy tylko zapiski mówiące, jak jest straszna ta relacja i jakie okropne są kobiety, ten inny, przyziemny gatunek ludzki. Mrożek przyznaje, że zawsze odczuwał lęk wobec kobiet. A jednak właściwie jedynym poruszającym momentem w tym tomie jest zapisek przeznaczony dla Y (gdyby kiedyś tu zajrzała). „Jesteś, stale jesteś, i tak już od ośmiu lat”.
Mrożek sam przyznaje, że nie pisze o tym, co najważniejsze, duża część przeżyć jest ukryta nawet w dzienniku intymnym. Za to dużo znajdziemy rozważań o naturze człowieka. I rzeczywiście, nie mamy poczucia, że jesteśmy dopuszczeni tak blisko jak w pierwszym tomie. Czytelnik dobrze rozumie, że te zapiski dla Mrożka były niezbędne jak kontrola pulsu, natomiast dla kogoś z zewnątrz to jest zamknięty pokój czyjegoś „ja”.
Sławomir Mrożek, Dziennik, t. 3, 1980–1989, Wydawnictwo Literackie, Kraków, s. 830
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki