Miasto staje się jednym z bohaterów powieści, autor opisuje je z sympatią, ale też nieco ironicznie (ci autochtoni powtarzający bez końca, że w granicach miasta jest 11 jezior!). Akcja rozpoczyna się późną jesienią ubiegłego roku, kończy 1 stycznia. Przed kolejnymi rozdziałami mamy datę, następnie jakby ogólny rzut na planetę, a dopiero potem zbliżenie na Olsztyn i siwowłosego prokuratora. 44-latek daje sobie nową szansę. Zmienił otoczenie, ma nową partnerkę, przede wszystkim zaś musi odnaleźć się w trudnej roli ojca, ponieważ czasowo gości w domu 16-letnią córkę. Jak się możemy domyślać, dziewczyna nie zjawia się w kryminale tylko po to, żeby ojcu zawracać głowę. Na razie prokurator robi w Olsztynie dobre wrażenie, szefostwo powierza mu nawet obowiązki rzecznika prokuratury, wykorzystując jego image niezłomnego szeryfa. Co dla Szackiego nie jest zaszczytem, ponieważ ma o mediach jak najgorsze zdanie. Ponadto zajęty jest śledztwem, które tylko w pierwszej chwili wydawało się dziecinnie łatwe.
Znaleziony w czasie robót drogowych szkielet, który rutynowo zidentyfikowano jako szczątki Niemca, byłego mieszkańca tych ziem, okazał się całkiem świeży. Kto dokonał tej mistyfikacji i w jakim celu? Co wspólnego z tym wszystkim ma przemoc w rodzinie? Prokurator Szacki ze swym młodym, nadzwyczaj ambitnym partnerem przystępują do skomplikowanej operacji, która doprowadzi do nieoczekiwanego finału. Tak się zwykle pisze o kryminałach, ale tym razem, proszę wierzyć, zakończenie jest niespotykanie zaskakujące. Niewykluczone, że część czytelników Miłoszewskiego za ten „Gniew” się na niego pogniewa.
Zygmunt Miłoszewski, Gniew, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2014, s. 404