Pewnego dnia w trakcie zwykłych prac porządkowych Martin Pollack wykopał w swoim przydomowym ogródku widelec z emblematem Waffen-SS. Być może właśnie wtedy zaczął się zastanawiać, jakie makabryczne zagadki kryje w sobie pozornie neutralny krajobraz. Czy las widoczny na horyzoncie został zasiany sztucznie, by ukryć miejsce zbrodni? Czy po osuszeniu pobliskiego rowu melioracyjnego na jego dnie pokazałyby się kości? Takie pytania nie są bezzasadne, gdy żyje się w Europie Środkowej. Na miejscach masowych mordów nieczęsto pojawiają się groby lub pomniki. O wielu z nich wiedzą jedynie okoliczni mieszkańcy. W „Skażonych krajobrazach” Austriak dopomina się o pamięć. Od Słowenii po Łotwę, od Austrii po Rosję Pollack tropi ślady dawnych zbrodni, próbując się jednocześnie dowiedzieć, jak się dziś żyje na terenach, które są zakamuflowanymi cmentarzami.
Ten esej imponuje powściągliwością ocen i emocjonalnym wyważeniem. Jest to o tyle znamienne, że austriacki autor zmaga się nie tylko z odpowiedzialnością zbiorową (przy zbrodniach, których dokonali hitlerowscy Niemcy, skrupulatnie dodaje zawsze: i Austriacy), ale też rodzinną. Odwiedził bowiem także słowacką wieś Polianka, gdzie 16 stycznia 1945 r. oddział Sonderkommando 7a zabił i pogrzebał 21 osób, Żydów i słowackich partyzantów. Dowódcą oddziału był Gerhard Bast, sturmbannführer SS – ojciec Martina Pollacka, ten sam, którego ponurą przeszłość eseista opisał w głośnej książce „Śmierć w bunkrze”. Autor „Skażonych krajobrazów” zdaje się powtarzać za mądrością Talmudu: „Kto ocala jedno życie, ten ocala świat”. Tyle że w tym przypadku ocalona jest pamięć.
Martin Pollack, Skażone krajobrazy, przeł. Karolina Niedenthal, wyd. Czarne, Wołowiec 2014, s. 112