Są tu i wykłady o przemianach sztuki, o ohydnej współczesności, przekłady, dialogi z innymi pisarzami, przede wszystkim z Baudelaire’em i z Mickiewiczem. „Jakieś trzy lata temu czytałem prozy Baudelaire’a i pomyślałem: nie sposób poetycko napisać czegoś pełnego goryczy, grozy, groteski, swobody, szczegółu, złości i drwiny, skoro coś takiego samo się narzuca, jak napastliwa melodia?”. Stąd – jak mówił Andrzej Sosnowski w wywiadzie – wziął się pomysł tych drobnych form prozatorskich, zjadliwie komentujących zidiocenie medialne, świat jako „niewolę i podstawienie”. Podobna zgryźliwość pojawiała się w ostatnich tomach Różewicza, ale tutaj nic nie jest tak proste, jak się wydaje: zamiast oczywistości dostajemy cały wachlarz tonów i brzmień, od apokaliptycznych po miłosne, od ironii po tony wysokie.
Andrzej Sosnowski, Dom ran, Biuro Literackie, Wrocław 2015, s. 62