Pomnik ze spiżu i z puchu
Recenzja książki: Marek Beylin, „Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow”
Napisać dobrą biografię to jak przygotować smakowity bigos: składniki powinny być nie tylko w najlepszym gatunku, ale też w odpowiednich proporcjach. Markowi Beylinowi ta literacko-kucharska sztuka udała się przednio. O jakość możemy być spokojni, bo Beylin idealnie panuje nad słowem. A ingrediencje? Mamy tu wszystko, czego trzeba: odpowiednio dawkowane anegdoty, ale i refleksje historiozoficzne, fragmenty listów artystki (wyśmienite), recenzji i wspomnień przyjaciół, dygresje, portrety środowiskowe itd.
Gdyby próbować scharakteryzować tę książkę jednym zdaniem, wypadałoby przypomnieć banalne, ale trafne: „życiorys rzucony na szerokie tło” – historyczne, polityczne, ideologiczne, obyczajowe. Czasami w autorze bierze górę dyplomowany historyk sztuki i wówczas pochyla się nad dziełami Szapocznikow, mechanizmami jej kariery, artystycznym środowiskiem. Częściej jednak zwycięża w nim pasja publicystyczna i wtedy otrzymujemy opowieść o losach rzeźbiarki, która dostała się w żelazne tryby wojennej i powojennej historii. Ale jest to też opowieść o niezwykłej kobiecie i jej kobiecości, o tym, na ile płeć, uroda i niezwykły temperament pomagały jej w życiu i karierze, a na ile stawały się kulą u nogi. Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby po lekturze tej biografii żaden filmowiec nie wpadł na pomysł przeniesienia historii Szapocznikow na ekran.
Marek Beylin, Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow, Wydawnictwo Karakter oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Kraków-Warszawa 2015, s. 286