Nowa powieść poetki i prozaiczki Agnieszki Wolny-Hamkało zaczyna się świetnie. Oto Ada leży na ulicy, oparta o witrynę sklepu Super Majster, i nie wie, jak się tu znalazła. Po surrealistycznym „Zaćmieniu” Hamkało napisała powieść realistyczną, wrocławską, której jednym z bohaterów jest tamtejszy Teatr Polski, w którym Ada, malarka i nauczycielka plastyki, dostaje pracę. Jest jeszcze kochanek Jacek i drugi kochanek Tomasz, i Ada pomiędzy nimi. Ale to właśnie miasto – zmęczone upałem i zarażające mieszkańców niemocą – jest tu bezsprzecznie najciekawszym bohaterem. A ponieważ rzecz dzieje się w teatrze, mamy też plejadę odjazdowych postaci: aktorów, reżyserów, dramaturgów, jest i sam dyrektor – a wszyscy narysowani grubą kreską. Jak próba – to wszyscy nadzy, jak rozmowa z dyrektorem – to psychodrama.
Książka ma być krzywym zwierciadłem pokolenia „ze źrenicami rozszerzonymi od efedryny”, które emocje reguluje za pomocą xanaxu i seksu, rozmawia ze sobą statusami z Facebooka i próbuje czymś zapełnić pustkę. Jednak i bohaterka, i narracja za bardzo zabiegają o sympatię czytelnika. Każdy dialog ma być śmieszny, każda riposta wyjątkowa, każdy seks niebotyczny, każdy esemes zakręcony i z puentą – jak post na Facebooku. Dopiero gdzieś bliżej końca wrażenie nadmiaru atrakcji prawie znika, pojawia się smutek i ciekawy suspens, bo to, co miało być klęską, okazuje się sukcesem i na odwrót. Intrygująco brzmi też pomysł Nocy Konfesjonałów, który pojawia się na marginesie, może nawet wart rozwinięcia w następnej powieści?
Agnieszka Wolny-Hamkało, 41 utonięć, Iskry, Warszawa 2015, s. 187