Misyjnie o misjonarskiej
Recenzja książki: Hanna Rydlewska, Marta Niedźwiecka, „Slow sex. Uwolnij miłość”
Skoro w Polsce pomoc seksuologa przeważnie nie jest refundowana przez NFZ, trudno do ukazujących się poradników nie mieć przychylnego podejścia. Problem w tym, że nowa pozycja „Slow Sex. Uwolnij miłość” niespecjalnie przychylnie odnosi się do polskiej seksualnej rzeczywistości. Poradnik, oferujący ciekawe ćwiczenia z różnych sposobów dotyku czy kontrolnej roli oddechu, opiera się w części teoretycznej na filarach leżących u podstaw wszystkich porad seksualnych: sprawnej komunikacji werbalnej, niewerbalnej i większej świadomości ciała. Przekazywane tym samym czytelnikom informacje nie są, jak mówią Amerykanie, czymś tak trudnym i nowym jak technika rakietowa. Aby uzasadnić istnienie ruchu slow sex (wywodzącego się ze slow food i z tantry, przekonującego do poświęcania należytej uwagi stosunkowi seksualnemu), autorki zdecydowały się postawić go w kontrze do schematycznie zarysowanej rzeczywistości. Jest więc trochę o „naskórkowych relacjach międzyludzkich i neurozach tłumionych za pomocą kompulsywnego seksu”. Tymczasem dla niemałej liczby zainteresowanych tematem pornografia lub katolickie wychowanie nie oznaczają braku dobrych seksualnych przygód. Techniki BDSM nie łączą się z emocjonalnymi brakami. Ściągnięcie aplikacji Tinder trudno pomylić z potrzebą bliskości, a można dobrze się czuć i bez aktywnego życia seksualnego. Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i cyfrowym zmieniały się przyzwyczajenia i potrzeby seksualne płci, a tego w tej książce nie widać. Bazą dla wydawanych poradników powinno być już założenie, że Polacy wypracowali sobie w tej sferze większą otwartość.
Hanna Rydlewska, Marta Niedźwiecka, Slow sex. Uwolnij miłość, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016, s. 308