Postmodernizm przyzwyczaił nas do bezlitosnego mieszania gatunków, form i stylów nie tylko w samej sztuce, ale także w opowiadaniu o niej. Autentyczne dzieła i ich twórców poznawaliśmy więc poprzez kryminały, powieści sensacyjne, obyczajowe, psychologiczne czy powiastki filozoficzne. Co jeszcze można wymyślić? Zofia Krawiec, autorka „Miłosnego performansu”, postanowiła połączyć swą fachową wiedzę na temat współczesnej sztuki z narracją oscylującą gdzieś pomiędzy tradycyjnym romansem a portalem typu Pudelek. Wybrała dwudziestkę znanych artystów (m.in. Wilhelma Sasnala, Zofię Kulik, Edwarda Dwurnika czy Roberta Kuśmirowskiego) i opowiedziała o ich mniej lub bardziej znanych performansach przez pryzmat uczuć, z miłością na czele. Wychodząc ze słusznego jak się okazuje założenia, że za radykalnymi działaniami artystycznymi często kryją się radykalne emocje, a nie tylko twórcze przemyślenia. Mamy tu więc do czynienia z historiami przeróżnymi: dzikimi romansami, nieodwzajemnionymi, rujnującymi psychikę miłościami, klasycznymi „trójkątami”, zdradami, gwałtownymi aktami zazdrości i całym tym bagażem towarzyszącym uczuciom wrażliwych ludzi. Intrygująca to lektura, bo nietypowa. Obawiam się jednak, że bardzo środowiskowa, ciekawa przede wszystkim dla tych, którzy bliżej znają bohaterów książki i ich dorobek. Cóż, nie mamy w Polsce twórców-celebrytów, których życiem prywatnym, jak aktorów, estradowców, a nawet niektórych pisarzy, karmiłyby się tabloidy. I wątpię, by ta książka cokolwiek w tym zakresie zmieniła. To raczej rozpisana na szereg epizodów przypowieść o jednym z najpotężniejszych motywów, który zawsze pchał ludzi do wyżywania się w różnych formach sztuki.
Zofia Krawiec, Miłosny performans, Wyd. Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2016, s. 174