Nie łapie się spadającego noża – giełdowi gracze doskonale znają maksymę przestrzegającą przed kupowaniem akcji przy silnych zniżkach notowań. Parkiet rządzi się jednak swoimi prawami. „By stać się mistrzem giełdy, trzeba czasami łapać spadające noże” – przypomina Zbigniew Mentzel w najnowszej, opublikowanej po długiej przerwie książce. Ta sama zasada odnosi się także do literatury – dziedziny, w której ryzyko również bywa opłacalne. W „Spadającym nożu” Mentzel zdobył się na ryzykowną szczerość i opisał zmagania z psychozą maniakalno-depresyjną. I chociaż choroba ta „w literaturze prowadzi do grafomanii, na giełdzie – do bankructwa, w życiu – do śmierci, albo nawet – do kompletnego zidiocenia”, książka Mentzla nie jest znakiem artystycznego bankructwa. Wręcz przeciwnie.
Czytelnik, by się o tym przekonać, również musi zapomnieć o chęci ściśle biograficznego odczytywania osobistych wyznań. Choć na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza – bohater Zbigniew Mentzel jest pisarzem i giełdowym spekulantem, jego żona Dorota to ceniona tłumaczka itd. – rzeczywistość co chwila zamienia się w fikcję, a pokój z widokiem na plac Inwalidów staje się statkiem widm dryfującym po Drnie, zapomnianej podziemnej warszawskiej rzece. Niejednoznaczny status bohatera podbija Mentzel niejednorodnością gatunkową. Czym zatem jest jego książka? Najpewniej – zgodnie z podtytułem – wariacją literacką. Inteligentną i odważną.
Zbigniew Mentzel, Spadający nóż, Znak, Kraków 2016, s. 192