Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki "Potęga czwartej władzy"

 
 
Media publiczne

Ustawa o radiofonii i telewizji, ustanawiająca media publiczne w miejsce dawnego Radiokomitetu nadała im nie tylko nową formułę spółek Skarbu Państwa, ale także nową strukturę organizacyjną. Zamiast jednej „państwowej jednostki organizacyjnej”, powstały odrębne, samodzielne instytucje. Telewizja Polska SA z oddziałami terenowymi, których pierwotnie było 12, a po kolejnych nowelizacjach ustawy liczba ta wzrosła do 16 – wedle zasady oddział regionalny w każdym województwie – utworzona została w celu nadawania dwóch programów ogólnopolskich i programów regionalnych, a po kilku latach do jej ustawowych zadań dodano także satelitarny program TV Polonia. Regionalne rozgłośnie radiowe, inaczej niż ośrodki telewizyjne, uzyskały pełną samodzielność. Publiczna radiofonia działa więc w formie 18 odrębnych spółek. Polskie Radio SA, zwane często „dużym radiem”, nadaje 4 programy ogólnokrajowe i program dla zagranicy. 17 spółek zlokalizowanych w miastach wojewódzkich (a także w Koszalinie, gdzie radio stanowi „pamiątkę” po okresie, kiedy miasto pełniło funkcje stolicy województwa) nadaje odrębne programy regionalne.

Przeprowadzenie procesu przekształceń, a także powołanie władz nowych spółek stanowiło najważniejszy bodaj obowiązek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w pierwszym okresie jej działalności. Zgodnie z ustawową procedurą KRRiT wybiera członków rad nadzorczych (z wyjątkiem jednego w każdej radzie, powoływanego przez ministra Skarbu), a dopiero rady nadzorcze, wedle zasad Kodeksu spółek handlowych, powołują zarząd. W 1993 roku, gdy media publiczne w formie jednoosobowych spółek Skarbu Państwa dopiero rozpoczynały działalność, obowiązkiem Krajowej Rady było jednoczesne powołanie wszystkich władz: i rad nadzorczych i zarządów, a także rad programowych. Największe emocje wzbudzało oczywiście stanowisko prezesa telewizji. Członkowie rady zgadzali się, że musi to być ktoś spoza dotychczasowych władz telewizji państwowej, człowiek, który potrafi nadać tej instytucji rozmach i dynamizm. Ustalenie konkretnego nazwiska było znacznie trudniejsze, zwłaszcza iż zdawano sobie sprawę z politycznego wymiaru decyzji. Wreszcie, po długich dyskusjach i konsultacjach na stanowisko prezesa zarządu TVP jednomyślnie został wybrany Wiesław Walendziak, dziennikarz wywodzący się ze środowiska Ruchu Młodej Polski, autor popularnego programu telewizyjnego Bez znieczulenia, pracujący wówczas od pewnego czasu na stanowisku dyrektorskim w Telewizji Polsat.

Wybór Wiesława Walendziaka stanowił początek – wspomnianego już wcześniej – ostrego konfliktu Rady z prezydentem Lechem Wałęsą. Wałęsa najpierw – w rozmowie z Markiem Markiewiczem – kandydaturę Walendziaka skrytykował, potem swój sprzeciw wycofał, by po dokonaniu wyboru nie tylko negatywnie ocenić osobę nowego prezesa, ale także wezwać do rezygnacji mianowanych przez siebie członków KRRiT. Żądanie to „prezydenccy” członkowie Rady odrzucili, a opinia publiczna i większość prasy opowiedziała się zdecydowanie po ich stronie, zarzucając prezydentowi, iż walczy w ten sposób o własne wpływy w telewizji.

Wraz z nowym prezesem pojawiła się w TVP grupa młodych dziennikarzy, często o zdecydowanie prawicowych poglądach, określanych ironicznym mianem „pampersów”. To przezwisko stało się wkrótce powszechnie przyjętym określeniem całej pokoleniowej formacji politycznej, do której są zaliczani, oprócz Wiesława Walendziaka, m.in. ówczesny dyrektor I Programu Maciej Pawlicki, a także pisarz i publicysta Cezary Michalski, Waldemar Gaspar, Piotr Semka i producent telewizyjny Andrzej Horubała. Linia programowa przyjęta przez nowe władze TVP wzbudziła liczne protesty polityków, przede wszystkim po stronie SLD i PSL, partii, które wygrały wybory parlamentarne i nie mogły pogodzić się z brakiem wpływu na telewizję. Michał Strąk, szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Waldemara Pawlaka (a później członek KRRiT), zapowiadał nawet projekt zmiany ustawy, by wprowadzić do programu telewizyjnego stałe, nadawane kilka razy w tygodniu, dwugodzinne programy rządowe.

Narastające konflikty polityczne wokół telewizji, a także spory w samym zarządzie sprawiły, że Wiesław Walendziak – choć powołany na czteroletnia kadencję – już po dwóch latach sprawowania funkcji złożył rezygnację. W efekcie odwołany został cały zarząd, a w kwietniu 1996 roku rada nadzorcza (bo – przypomnijmy – KRRiT powoływała tylko pierwszy zarząd TVP) na nowego prezesa wybrała Ryszarda Miazka, wiceprzewodniczącego KRRiT. W składzie nowego zarządu znalazły się osoby kojarzone jednoznacznie z rządzącą koalicją oraz Unią Wolności. Prasa powitała Miazka niechętnie. „Szefa TVP wybrano według zasady: czyja władza, tego telewizja, powracamy w ten sposób do czasów, do których, wydawało się, nie ma już powrotu” – pisało „Życie Warszawy”, choć „Polityka” oceniała sytuację łagodnej: „Osiągnięty kompromis, jak na polityczny i prawny chaos, w którym działa telewizja, ma chyba więcej zalet niż wad”.

Tryb powoływania nowego zarządu w 1996 roku – choć odbywało się to formalnie bez udziału KRRiT – oznaczał odejście od początkowej praktyki „ucierania” stanowisk na rzecz politycznych „parytetów”. W Krajowej Radzie zaczęła obowiązywać zasada, że sprawą najważniejszą jest zgromadzenie „piątki” przeciw „czwórce”. Gdy w połowie 1997 roku zbliżał się koniec kadencji pierwszych rad nadzorczych, negocjacje w sprawie wyboru nowych rad, toczyły się częściej pomiędzy reprezentantami partii politycznych, niż w samej Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która miała dokonać wyboru. Atmosferę podgrzewały wyniki sondaży przedwyborczych, zapowiadających klęskę rządzących partii SLD i PSL. Sprawowanie kontroli nad telewizją, a nowa rada nadzorcza miała wkrótce wybrać nowe zarządy radia i telewizji, stawało się dla polityków kwestią szczególnie ważną. Gdy doszło wreszcie do wyborów, głosami członków Krajowej Rady, związanych z koalicją rządzącą, wybrano rady nadzorcze wedle precyzyjnie określonego klucza: w telewizji 4 miejsca dla kandydatów popieranych przez SLD, 3 dla PSL oraz po jednym dla AWS i Unii Wolności. W radiu proporcja była nieco inna: SLD i PSL uzyskały po trzy miejsca. Dziewiąty mandat, obsadzany przez ministra Skarbu przypadł w telewizji kandydatowi PSL. Członkiem rady nadzorczej radia z nominacji ministra Skarbu został, rekomendowany przez SLD, Włodzimierz Czarzasty, który rozpoczął w ten sposób swoją obecność we władzach mediów publicznych, a później w KRRiT, gdzie trafił w 1999 roku z nominacji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Bolesław Sulik, który był wówczas przewodniczącym Krajowej Rady skomentował wyniki wyborów słowami: „To czarny dzień publicznych mediów”. Określenie to, powtarzane przez wiele mediów, stało się z czasem nazwą własną. Nawet zwycięzcy tego głosowania używają go – oczywiście w ironicznym cudzysłowie – dla określenia konkretnego wydarzenia. Polityczny charakter decyzji był oczywisty dla wszystkich. Informacja w „Gazecie Wyborczej” nosiła tytuł: Biorą wszystko, a w reprezentującym inną opcję „Życiu” niemal identycznie: Wzięli wszystko. Także komentarz „Trybuny” zawierał jednoznaczną ocenę wydarzeń: „zielono-czerwona koalicja postanowiła dłużej nie czekać i wyboru dokonała samodzielnie. A opozycja płakała nad rozlanym mlekiem”.


Niespełna rok po „czarnym dniu mediów publicznych”, w czerwcu 1998 roku, po zakończeniu pierwszej kadencji zarządu rozpoczętej przez Wiesława Walendziaka i zakończonej przez Ryszarda Miazka, rada nadzorcza wybrała nowy zarząd. W telewizji publicznej rozpoczął się okres prezesury Roberta Kwiatkowskiego. Ten młody specjalista w dziedzinie marketingu politycznego, po sukcesie wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego, został w 1996 roku wybrany przez sejm do KRRiT na dokończenie krótkiej kadencji Marka Siwca, który objął stanowisko w Kancelarii Prezydenta. Mianowany ponownie na członka Rady przez prezydenta Kwaśniewskiego zrezygnował, przechodząc na stanowisko prezesa zarządu TVP. Gdy po upływie czteroletniej kadencji, w 2002 roku kolejna już rada nadzorcza ponownie wybierała go na stanowisko prezesa telewizji publicznej, wzmocniła jednocześnie jego pozycję, ograniczając skład zarządu do dwóch osób, co dawało prezesowi niemal niepodzielną władzę. Tym razem jednak kadencja została skrócona w konsekwencji zdarzeń związanych z aferą Rywina, co sam – były już – prezes trafnie chyba skomentował tytułem własnej książki: Jaka piękna katastrofa. W 2004 roku został powołany nowy, znów pięcioosobowy zarząd, z Janem Dworakiem jako prezesem.

Odmiennie niż w większości innych krajów postkomunistycznych, telewizja publiczna utrzymała w Polsce mocną pozycję. Ponieważ przychody z abonamentu są wciąż zbyt małe, Telewizja Polska, walcząc o pieniądze z reklam, stała się agresywnym graczem na rynku. W budżecie TVP, wynoszącym około 1,5 miliarda złotych rocznie, abonament stanowi zaledwie jedną trzecią. Treść i charakter audycji są podporządkowywane często logice konkurencji rynkowej, pogoni za zyskiem. Na spory polityczne nakłada się więc krytyka dotycząca treści programu. Ceną za wysokie wskaźniki oglądalności – łączne udziały w rynku trzech programów oscylują wokół 50 procent – jest komercjalizacja programu.

Konflikty polityczne wokół publicznej radiofonii nie budzą zwykle tak wielkich emocji, choć choroba parytetów politycznych dotyczy zarówno „dużego” radia, jak i rozgłośni regionalnych. Sposób, w jaki publiczne radio wypełnia swoje obowiązki jest oceniany pozytywnie. Dysponując czterema antenami, Polskie Radio SA umiejętnie różnicuje charakter poszczególnych programów. Najbardziej uniwersalny, adresowany do szerokiego audytorium, jest Program I. Program II, poświęcony kulturze, kieruje swoje audycje do bardziej wymagających słuchaczy. Jest to grupa ważna, ale niestety niezbyt liczna. Próbą przyciągnięcia młodzieży do radia publicznego jest wprowadzona w 2004 roku nowa formuła Radia Bis, utworzonego pierwotnie jako program edukacyjny.
 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną