W „Kartofladzie” sprytnie łączą się różne style i gatunki literackie. Ma cechy powieści drogi – Nadleśniczy (wykończeniowiec, który z lasem nie ma wiele wspólnego) oraz jego przyjaciel Pietuszenko (Prawdziwy Polak, tyle że niezdrowo zainteresowany UPA) jeżdżą po Polsce centralnej w pogoni za nieodebranym awizo. Tytuł pochodzi od Kartofla, autostopowicza o twarzy niczym ziemniak, który przyłącza się do ich wyprawy i umila im czas opowieścią o swoim życiu. Całej historii towarzyszy lekka nutka paranoi, bo przesyłka Pietuszenki ma być listem od tajemniczej firmy Xantis, która właśnie poszukuje pracowników. Mężczyzna jest przekonany, że wszystkie nieszczęścia, które spotykają ich po drodze, są elementem procesu rekrutacyjnego, a Kartofel agentem sprawdzającym jego kompetencje.
Piątek na wstępie zaznacza, że poglądy prezentowane przez bohaterów nie są mu bliskie, a dla wielu ludzi mogą być obraźliwe. I tak z pewnością jest, bo obrywa się wszystkim, od mniejszości seksualnych i narodowościowych po wszelkie instytucje państwowe i kościelne. Do tego język – brutalny, z detalami opisujący problemy gastryczne czy seksualne bohaterów. Z drugiej strony czytelnik zmierzyć się musi z filozoficznymi dywagacjami o pochodzeniu zła. To nagromadzenie gatunków i stylów mogłoby grozić chaosem, ale Piątkowi udaje się nad nim zapanować.
Tomasz Piątek, Kartoflada, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016, s. 430