Ta książka przypomina zielnik – w środku znajdziemy nawet XIX-wieczne ryciny roślin, bo w wierszach Urszuli Zajączkowskiej botanika spotyka się z poezją. Autorka zajmuje się badaniem budowy i życia roślin, a szczególnie – zranieniami drzew. W jej wierszach pojawia się laboratorium, w którym bohaterka kroi rośliny, łąka i trzciny, i muchy. Po debiucie („Atomy”) Zajączkowska została określona jako poetka przyrody, tymczasem jej nowy tom jest o wiele pojemniejszy. Znajdziemy tu nawet konflikt nauk, w którym te „zielone”, przyrodnicze, jako mniej poważne, przegrywają z matematyką i fizyką. Zajączkowska nie zgadza się na ograniczanie natury do sielskich obrazków z łona przyrody – interesują ją wszystkie przejawy życia i śmierci (jest tu jej bardzo dużo).
Urszula Zajączkowska, minimum, Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2017, s. 94