Adelajda Truścińska znana jest bardziej pod pseudonimem Adelka Cośtam. Jej teksty czytał sam lider zespołu Ich Troje, a jej zbiór opowiadań „Czy Facebook jest fajny, czy nie?” spotkał się z dużym zainteresowaniem samej autorki. „Mnie to na przykład bawi” – recenzowała Adelajda Truścińska. Z „Życiem Adelki” jest podobnie, bo choć miejscami mamy do czynienia z literacką opowieścią, dużo częściej jednak jest to wsobna dokumentacja własnej codzienności. A ta się, niestety, nie broni.
To, co się jednak autorce udaje, to próba oddania kondycji mieszkanki dużego, peryferyjnego miasta. Tytułowa Adelka żyje w rzeczywistości, w której choroba jest luksusem, a rozmowy o uchodźcach bywają przyjemne, bo trącą fantastyką. Kobieta w tej przestrzeni nie ma prawa do dwóch miejsc siedzących w metrze, w 2037 r. nie ma też prawa do podmiotowości. Jak refren powracają zapowiedzi jutra. Truścińska zbiera współczesne absurdy i z futurystycznym zacięciem nadaje im życie w niedalekiej przyszłości. I tak w 2057 r. za sprawą 34 zestawów ubrań dla kobiet (nieprowokujących, ale miłych męskiemu oku) powstał system zapobiegający gwałtom. W 2085 r. Polacy byli wreszcie szczęśliwi. A w granicznym 2099 r. „wycięliśmy wszystkie drzewa, a niedługo potem umarliśmy”. I choć rozpoznania autorki są słuszne, to formalnie wciąż tkwimy w banale. Pomysł zebrania zapisków codzienności i wydania ich w formie książkowej ostatecznie przegrywa ze specyfiką tego medium.
Adelajda Truścińska, Życie Adelki, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018, s. 168