Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Książki

Fragment książki: "Tajny dziennik"

Wydawnictwo Znak Wydawnictwo Znak Wydawnictwo Znak / materiały prasowe
Studenci z półuśmiechami. Półżydowskie twarze przed nami. Prelegent: Jeśli nie chodzi o cel materialistyczny... którego wszystkie tęsknoty zostają strawione załatwione. A teraz w stanie świadomości, aha, nie, nirwana czyli równa się świadomość kosmiczna czyli równa się świadomość Chrystusowa czyli równa się... Czysta błogość bez osobistego spokoju.

1977 

Jedziemy na odczyt na Ochotę do Domu Kultury. Tytuł: "Joga i sztuka". Le. mówi

- Na jednej dyscyplinie dobrze się znam i na drugiej dobrze się znam, ciekaw jestem co będzie. Mogą być głupstwa.

Gęsty deszcz. Na wielkim placu bar mleczny. Le. zagląda przez szybę

- Jestem taki głodny, a ,jak tam ładnie, zobaczmy, e nie...Ogon, czasu nie ma, zajmą wszystkie miejsca. Ale tu ładnie

- Z czym tu ładnie?

- Zapachy, zupy, siedzą ludzie nad zupami, nastrój pół wigilijny

- Tak, od lat myślę o wigilii w barze mlecznym, żeby urządzić.

Mijamy widok na inny okrągły plac z pomnikiem lotnika od tyłu. Wygląda wysoko, szaro, w deszczu, na regulującego koło wiecznego ruchu rybaka holenderskiego wspartego na kiju, a to niby śmigło w skrócie.

Wchodzimy do Domu Kultury. Pilnująca każe się rozebrać. Le. dopytuje się, gdzie joga, a ona tylko

- Rozbierzcie się panowie, rozbierzcie się panowie.

Dopiero po trudach wydaje z siebie informację, że oni wyszli, ze szatnia na dole, a odczyt na górze. Lecimy do szatni. Le. do szatniarki

- Co to za informatorka, że tak trzyma tajemnicę. "Rozbierzcie się panowie i rozbierzcie się panowie", a nie chce powiedzieć, gdzie co, tak jakbyśmy się mieli rozebrać do naga.

Szatniarka stara, w okularach, ale od razu chwyta dowcip Leszka

- Może

W sali dużo ludzi. Zawieszają portrecik Maharisziego. Taki sam, jaki mają Anula i Agnieszka w Aninie. To modny święty w Europie. Niedawno umarł. Zapalają kadzidła. Nieumiejętnie. Leszek pomrukuje niezadowolony.

- Zdmuchnij, zdmuchnij - pół wykrzykuje - bo ci się wypali.

Ja go ciszę.

Pan z brzuchem, siwy, rezolutny zaczyna odczyt. Będzie dawał również slajdy i muzykę. Zapowiada. Muzyka magiczna - modne określenie, pomyślałem.

- Muzyka tu może być dla celów - mówi pan prelegent - seksualnych, erotycznych, religijnych, wojskowych, filozoficznych. Tam na dole państwo pewnie nie zwrócili uwagi, bo wchodzili w deszczu, wywieszone są informacje w czasie przeszłym, przyszłym i teraźniejszym. Muzyka zerowa, antymuzyka. Na początek psalm bułgarski.

     Nie bardzo wiadomo, dlaczego psalm religijny ma być muzyką zerową, czy antymuzyką. Albo dlaczego nazywać muzykę religijną magiczną. W tym sensie każda muzyka jest magiczna. Słowo budzące coraz mniejsze zaufanie.

- Proszę zamknąć okna, skupić się, przez pierwsze piętnaście minut nie radzę opierać się o oparcia krzeseł. Drzwi można uchylić.

Siedzimy przy drzwiach. Le. tak wycyrklował, żeby w razie czego można łatwo wyjść. Idzie muzyka. Bardzo piękna zresztą. Sakralna, europejska, dopiero na przerwach ma być hinduska. Prelegent

- A teraz absolutna prostota, zero muzykalne, "Magnificat" po starocerkiewnemu, aha, nie, przepraszam, omyliłem się, bo ciemno, "Ojcze nasz" - a po chwili - jedno zdanie o Józefie z Arymatei, proszę otworzyć okno, głośniej.

Ktoś za nami szumi papierem, szeleści, szumi. Pani obok mnie ogląda się karcąco. Le. szepce mi do ucha

- Obejrzyj się.

W szparze padającego od drzwi światła widzę stłoczonych ludzi, ktoś trzyma czoło w rękach, klęczy? Nie, nie klęczy, siedzi. Co to miga dalej za mną? Gołąb? Wrona? Wachlarz. Jeden pan się wachluje. Le. szepcze

- Bardzo ładny wachlarz, ale żeby go specjalnie w torbie nosić

- To on tak szumiał? Aha

Pan prelegent

- A teraz można mruczeć, podśpiewywać, bo będzie najpiękniejsze na świecie wykonanie kolędy "Cicha noc" przez chór bułgarski w Warszawie.

Oczywiście z taśmy. Wszystko z taśmy. Koniec muzyki. Światło. Prelegent zaczyna referat.

- Sztuka ocean bezbrzeżny. Joga ocean bezbrzeżny. Każdy zaczepiony na ulicy o jogę, powie, że joga to Hatha Joga, a jog jest sześć rodzajów, osiem stopni, tu proszę, jest wymienione na tablicy, są wszystkie nazwy.

Leszek co pewien czas tylko mówi "oho".

- ...eksplozja, ekspansja sobkostwa własnego w nas

- Co? - pyta półgłosem Le. - Sokołostwa? Sukostwa?

Prelegent

- A teraz jeśli chodzi o nirwanę

Le.

- Od razu?!

Prelegent szybko

- Likwidacja konkretnych zachcianek, utrzymane w danym siadzie

Le.

- Co on mówi? Jak on mówi?

Pan za nami się wachluje

- Aha

Studenci z półuśmiechami. Półżydowskie twarze przed nami. Prelegent

- Jeśli nie chodzi o cel materialistyczny... którego wszystkie tęsknoty zostają strawione załatwione. A teraz w stanie świadomości, aha, nie, nirwana czyli równa się świadomość kosmiczna czyli równa się świadomość Chrystusowa czyli równa się... Czysta błogość bez osobistego spokoju.

Przezrocza. Ktoś jak Hamlet z czaszką.

Le. cicho

- Hamlet

Prelegent głośno

- Hamlet, następne: triada czyli Trójca Święta, Brahma, pierwsza osoba  Trójcy Świętej, z książki Joachima Lelewela, dalej Wisznu, druga osoba Trójcy Świętej, dalej Sziwa, trzecia osoba Trójcy, Sziwa w uścisku, żona Sziwy, Lakszmi. Dalej? Koniec . Światło. Przerwa. Siedem minut przerwy.

Po przerwie.

W toku

- ...Nie są to jednak Awarowie, bogoludzie... pięć ciał tak w człowieku, jak we Wszechświecie są plany. Bóg najpierw był bez ruchu, bez wibracji. Potem zaczęła się wibracja kosmiczna. Sakralna wibracja stwarza kosmos... Aum... Amen to Aum. To samo. Amen w Apokalipsie występuje jako osoba.

  Pomyślałem w tej chwili o Goethem, u którego na przykład Stabat Mater występuje jako osoba. Może on miał to natchnienie z Apokalipsy.

- ...Wibracja w sercu daje dziesięć różnych dźwięków. Pierwszy dźwięk czymi, drugi czymi czymi, trzeci... To są dźwięki do usłyszenia. Teraz Dżapa. Dżapa pochodzi od polskiego słowa klepać.

Westchnąłem

- Oj

- ...Każdy ma swoją mantrę. Na swoje urodziny zamiast tam zapalać świece można odmawiać swoją mantrę pięćdziesiąt tysięcy razy... Kiedyś, jak będzie wystawa, to zrobię taką tablicę... Imię Boże śpiewane poprawnie czy niepoprawnie daje zawsze rezultaty. Mruczane daje też zawsze rezultaty... Tutaj nie mogę przeczytać, potem przeczytam. Przez głośne mówienie imienia wszystko może być uzyskane... Dwadzieścia jeden tysięcy sześćset razy człowiek oddycha w ciągu doby. Teraz przejdziemy do mantram. Proszę, wykres. To są mantramy. Umiejscowione w różnych miejscach wzdłuż stosu pacierzowego w ciele astralnym. Ciało astralne to nie to samo, co ciało fizyczne, mniej więcej się pokrywa jedno z drugim, ale niedokładnie. W tych mantramach koncentrują się pewne czucia. Jest ich siedem. Proszę tutaj patrzeć, o, szósta między brwiami, siódma nad głową, na samej górze - to Duch Święty. A tu na dole pierwsza u podstawy przy kości ogonowej, przy kości ogonowej jest początek, kundalini: tam śpi wąż płomienny. Energia. Trzeba go zmusić, żeby zaczął wstępować w górę. Pleksus słoneczny, prawda...

Pan z wachlarzem

- Pleksus, neksus i seksus

Le. odwraca się do tego pana i coś mówi, obaj sobie dopowiadają złośliwości na prelegenta

Przezrocza z mantramami wyobrażonymi jako pary

Ktoś młody wykrzykuje pytanie

- Jako pary?

- Jako pary.

- jako pary małżeńskie?

- Małżeńskie, to to samo, kobieta oznacza uczucie, mężczyzna rozum.

Dyskusja. Przychwalania. Jeden pyta o reinkarnację. Druga o sny. Prelegent mówi o tym, że jogę można ćwiczyć od osiemnastego roku życia do pięćdziesiątego. Bo do tego potrzebne siły i zdrowie. Jakaś pani

- A święci? Przecież często działali i mieli wizje w chorobie albo w starości.

 

 

Prelegent

- To widocznie albo mieli doświadczenie w poprzednich wcieleniach, albo przed zachorowaniem, musiał być początek przed zachorowaniem.

Le. kręci głową. Ja go uspokajam, żeby był grzeczny. Le. pyta, co kto zrozumiał z tego, co tu było? Co na to młodzi? Co skorzystali z tego wykładu? Bo przecież to biegunka. A co do świętych, to święci w chrześcijaństwie osiągali wizje i stany specjalne przez katowanie, umartwianie ciała, podczas gdy joga każe o ciało dbać, żeby przygotować do wizji. Więc odwrotnie.

Hałasy, protesty, oburzenia. Pan obok robi złe miny. Pan przed nami orzeka, że to ogromny temat. Le. mu tłumaczy, że zna ten temat bardzo dobrze. Ten pan, że trzeba tyle i tyle przeczytać. Le. mu mówi, że przeczytał dużo. Nieporozumienie. Prelegent tłumaczy się rezolutnie

- Ja nie dałem swoich poglądów, ja tylko przytaczałem cudze zdania. Komu to się spodobało, niech podniesie rękę.

Dużo rąk, oklaski. Ale któryś student mówi, że nie chodzi o złośliwości, że prelegent na pewno ma doświadczenie i wiedzę, ale gdyby on miał takiego wykładowcę, to by go nie chciał słuchać. Małe zamieszanie.

Le. do mnie, że musiał ostro, nie trzeba ukrywać, jak coś jest nie tak. Joga ważna rzecz, nie można paplań przyjmować na łagodnie.

W szatni słychać Le. Ponad wszystkich. Dyskutuje z panem, który siedział przed nami. Na ulicy ochlapują nas samochody. Pan z teczką pod pachą nie ma chęci z nami się rozstawać, przytacza profesorów matematyki, którzy byli wielkimi uczonymi, a nie umieli mówić, a ci, co umieli mówić, wiedzieli o wiele mniej, na przykład profesor...

Widzę nagle, że Le. nie ma. Oglądam się, a on otwiera drzwi apteki.

Wołam do tego pana

- Przepraszam, do widzenia.

Cofam się do drzwi apteki. Le.

- Przeczekajmy, niech przejdzie, przecież to nuda gorsza od tamtego.

Wychodzimy z apteki. Ostrożnie przy murze. Przed nami za jezdnią w deszczu pod murem pan z teczką, ociąga się, idzie, obchodzi kiosk, znika w bocznej ulicy. Le. mówi, żeby zaczekać, bo on chytry, pan się znów ukazuje, obchodzi róg, idzie przed siebie przy murze. My idziemy wolniutko i wpadamy do baru mlecznego.

- On pleplał.

Ja do Le.

- To nauczyciel, typ nauczycielski.

- Nie poniżaj nauczycieli.

- Ale są tacy jak on, co tak montują, wykręcają wszystko.

Jakżeśmy pojechali dwadzieścia lat temu do Olsztyna, Krysia Garwolińska tam siedziała i mnie ściągnęła, chciała, żebym zarobił, zrobiła mi ileś wieczorów i poranków autorskich w kupie. W południe idę do szkoły, uczniowie poustawiani w pary, tłok na schodach, tłum, gorąco. Myślę sobie, na kogo to taki tłok? I nagle błysk świadomości - że to na mnie. Wchodzę do ogromnej sali pseudogotyckiej. Z początku trema. Potem dobrze. Wieczorem występ u aktorów. A jeszcze po południu w innej szkole. Kwadrans autorski w przerwie wyborów do samorządu szkolnego. Stłoczona  młodzież w ławkach. Nauczycielka przerywa wybory. Ogłasza

- Teraz usłyszymy wiersze, dzieci, poezja współczesna jest realistyczna.

Odczytałem wiersze. Te z "Obrotów". Nauczycielka

- Dzieci, jak widzimy, poezja współczesna nie jest realistyczna.

Le. mówi do mnie

- To dobrze, że mi o tej nauczycielce mówisz.

- No i jeszcze w te piętnaście minut w Olsztynie zaczepiła mnie jedna, okazuje się, kuzynka, bo w domu jej matki w Garwolinie mieszkała wtedy moja matka. Pakowne

- To dobrze, że takie pakowne

- A pewnie

- Te nauczycielki potrafią wykręcać, kłamać.

- Jak Sara Abrahamowa w żywe oczy kłamała do Trójcy Świętej. One sobie powiedziały "My przed tronem Boga będziemy mówić tym samym językiem".

Le.

- To i tak ładnie powiedziały.

- Aa, ale to nie one, to ja wymyśliłem.

- A to co innego.

Zeszło na Nałkowską. Le., że nie czytają jej. Straszna baba. Leżała na mchu. A nie było jego. Jego. Mężczyzny. Na sztuce się nie znała. Zupełnie. Le. odczytał mi, jak Nałkowska zdążyła się pokłócić z Konopnicką . Był jubileusz Orzeszkowej w Warszawie. Zjazd kobiet. Z Konopnicką na czele. W pewnej chwili młoda Nałkowska wystąpiła z zarzutami, ze pominęło się zupełnie równouprawnienie kobiet. Student Meisner i niektóre panie ją poparły. Inne się oburzały, przerywały. Przewodnicząca dzwoniła dzwonkiem. Nałkowska dalej wygłaszała referat. Przeciw życiu tylko po to, żeby chować dzieci. Że ludzie nie stajnia. Że kobiety powinny mieć równe prawa z mężczyznami w wolnej miłości. Żyje się dla szczęścia. Szum. Konopnicka wstała oburzona i wyszła. Za nią wyleciała na korytarz przewodnicząca i różne panie. Oburzenie, że Nałkowska przytaczając ruch kobiet w pisarstwie ani słowem nie wspomniała o jubilatce. Konopnicka dopiero dała się udobruchać w parę dni potem. (...) Wydrukowała odezwę, w której wspomina, że chciałaby kobietom ułatwić coś tam i drogę do nieba. Ja na to

- Co?

Le.

- Zupełnie jak te nauczycielki.             

Marzec.

Leszkowi znów ktoś wpisał do wiszącego zeszytu brzydkie słowa.

- Chyba go już zdejmę, wystarczy.

Ludwikowi [Hanna] Kirchner dała książkę o Mickiewiczu świeżo napisaną przez Witkowską. Są tam nowe materiały. Jak Towiański (tu Ludwik pokazał fotografię Towiańskiego z książki Marii Czapskiej) pozapinany na wszystkie guziki aż po samą szyję jedzie z Podola dyliżansem do Paryża, bo miał objawienie. A Mickiewicz miał właśnie też objawienie - tu trzeba zalitwaczyć - że ktoś jedzie. Ludwik powiedział, że nic dziwnego, ze na Podolu objawienie. Jak był mały, przyszła do jego sióstr koleżanka, zagrali w fanty i jak na nią wypadło, to ona usiadła na krześle, też pozapinana na wszystkie guziki i śpiewała

Na Podolu biały kamień

Biały kamień na Podolu,

Ter ter tor doktor.

Podolanka siadła na nim

Siadła na nim Podolanka,

Ter ter tor doktor.

Podolanin przyszedł do niej

Przyszedł do niej Podolanin,

Ter ter tor doktor.

I tu siostry Ludwika zachichotały, tamta urwała. Nie wiadomo, co dalej.

Lu. do Lucynki

- Pamiętasz?

- Nie, nie pamiętam.

W ogóle tej sceny nie pamięta.

Celina Mickiewiczowa była w szpitalu wariatów. Towiański mówił do Mickiewicza, ze ją uzdrowi. Jadą do szpitala. Tam nie chcą Towiańskiego dopuścić. Ale jakoś w końcu dopuścili. Zabiera ją do powozu. Uzdrawia. A jak? Ano, ona już normalnie rozmawia. Tylko powiedziała, że rozmawiała z Mojżeszem. Witkowska, autorka książki, w tym miejscu dopytuje się sama siebie o materiał do tego dialogu między Mickiewiczem, Towiańskim a Celiną. Ludwik się dziwi

- Rozmawiała z Mojżeszem, wiadomo.

Bo była mecheską. Trzecie pokolenie chrzczonych frankistów. Po śmierci matki w Petersburgu zajechała do Warszawy do dziadka na Waliców do browaru, a on już był tylko wtedy starym Żydem. Stamtąd ona do Paryża. Mickiewicz pisze o niej: "jestem tu z tą moją bidną mecheską". To Norwid przytacza. Ludwik pyta Kirchner, czy Witkowska wie o tym, a Witkowska do Kirchner, że tak. Ma do niej pretensje stary Górski, któremu Czapska wytknęła powoływanie się na fałszywe źródła. Witkowska o mechesce nie dała, bo cenzura, ale mówi

- Ja im jeszcze tę mecheskę wywalę!

Mało tego. Ma jeszcze list Krasińskiego, gdzie Krasiński pisze o Celinie "ta Żydówa".

Ludwik powiedział

- Teraz rozumiem u Krasińskiego, skąd Przechrzta. To było aż tak blisko.

Ale skoro Witkowska nie dała mecheski, ani Żydówy, to to jest okaleczone.

Chce przekazać te sprawy Maryni Czapskiej. Trochę obawy o cenzurę listu. Ale może cytaty przejdą. I czyta mi z książki Maryni Czapskiej listy, dokumenty, jak ojciec Mickiewicza napadł na sąsiada. Aż łapali go za ręce i odejmowali te ręce od czyjejś głowy. Tak bił. Był komornikiem. Zrujnował jednego Żyda. Josielewicza. A w ogóle mieli jedną sługę. A w "Panu Tadeuszu" ho ho. Marynia Czapska pisząc książkę o Ludwice Śniadeckiej przed wojną jeździła do Otwocka, gdzie mieszkał u pani doktor Zofii Dobrowolskiej, zresztą tej samej, co mnie leczyła w dwadzieścia lat później z gruźlicy, Fiłosofow, emigrant rosyjski, kolega Aleksego Tołstoja, Rozanowa, tu w Polsce przyjaciel Józefa Czapskiego. Był znawcą świetnym i ostrym doradcą. Między innymi Marii Dąbrowskiej. Doktor Dobrowolska opowiada, że pani Maria Czapska z płaczem od Fiłosofowa wyjeżdżała. Do Ludwika [Heringa] zwierzała się Marynia

- Wlałabym wypić szklankę trucizny niż do niego jechać.

Ale wyćwiczył w niej wściekły obiektywizm i rzeczowość. Ludwik dalej mówi

- Mieli pretensje do Celiny, że nie umiała zrazów robić. Nędza. Zrazy z kaszą. Miała to świetne wychowanie. Grała na fortepianie. Matka pianistka i kompozytorka. Migdałowe oczy. I ona do gotowania obiadu! Waliców. Wołoscy, rodzice Marii Szymanowskiej. Za młodości Marii szpieg donosił, że u tych chrzczonych Żydów nic się złego nie dzieje, tylko muzykują. Ale po czterdziestu latach to rozbudowały się obok te Haberbusze, piwa. Ja czuję, że to w tym samym lokalu, bo na Walicowie doktor Hering urządzał seans spirytystyczny. I żeby nie było nadużyć, on trzymał medium za jedną nogę, a Prus za drugą. Tak jest w protokóle.

 

[Wybór fragmentu dla POLITYKA.PL: Tadeusz Sobolewski] 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną