Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Melissa i jej... krzesło

Recenzja płyty: Melissa Etheridge, "Fearless Love"

Stadionowo-rockowe gitarowe granie, a w tekstach sugestie, że nie chodzi o błahe sprawy

Fakt, że Melissa Etheridge nagrała nową płytę, nie jest wiadomością sensacyjną ani nadzwyczajną. Ta amerykańska artystka robi to z powodzeniem od ponad dwudziestu lat. Niestety, te lata nie były latami ciągłego rozwoju.

Słuchając jej najnowszego albumu, ciężko się zorientować, że powstał zaledwie parę miesięcy temu. Dla fanów piosenkarki to oczywiście dobra wiadomość. Otrzymują oto kolejną porcję tego, co już dawno temu zaakceptowali i polubili. Jest więc stadionowo-rockowe gitarowe granie, a w tekstach sugestie, że nie chodzi o błahe sprawy, jest niezmiennie charakterystyczny zachrypnięty wokal. Tyle tylko, że to wszystko było już na kilkunastu poprzednich płytach.

Album „Fearless Love” jest jak bardzo porządne krzesło, zrobione przez doświadczonego rzemieślnika. Wygodne, solidne, nie kiwa się i nie uwiera, ale też nie wywołuje specjalnych emocji. A chciałoby się czasem poobcować z krzesłem może i mniej wygodnym, ale wymyślonym niestandardowo.

Melissa Etheridge, Fearless Love, Island

Polityka 23.2010 (2759) z dnia 05.06.2010; Kultura; s. 57
Oryginalny tytuł tekstu: "Melissa i jej... krzesło"
Reklama