Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Wilk bez zębów

Recenzja płyty: Garou, „Version integrale”

materiały prasowe
Popowa superprodukcja, jakich mało znajdziemy w całym obszarze frankofońskim.

Jeśli spojrzymy na karierę Kanadyjczyka o strasznym (od słowa „wilkołak”) pseudonimie, musimy uznać Polskę za kraj frankofoński. Jesteśmy jedynym miejscem, gdzie twórcę „Gitan” ukochano bezwarunkowo – tak jak w krajach francuskojęzycznych. Tym razem nasza narodowa skłonność do pieśni festiwalowych nałożyła się na irracjonalne przeświadczenie, że to, co z Francji, z natury musi być bardziej wyrafinowane. Tymczasem, merde!, nic z tego: co się sprawdza w wypadku serów i wina, tutaj nie działa.

Od strony pracy studyjnej nowa, szósta płyta Garou to popowa superprodukcja, jakich mało znajdziemy w całym obszarze frankofońskim. Od strony zamysłu – poza ciekawym momentem w finale („La scène”) – banalny album piosenkowy uderzający w męsko-liryczny ton Ryszarda Rynkowskiego i pokazujący dość anachroniczny model śpiewania. Owszem, są tacy, co za tym tęsknią. Ale to, co im się spodoba, dla innych będzie niekończącą się torturą. Jakby ich gryzł wilkołak bez zębów.

Garou, Version integrale, Sony

Polityka 06.2011 (2793) z dnia 05.02.2011; Afisz. Premiery; s. 61
Oryginalny tytuł tekstu: "Wilk bez zębów"
Reklama