Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Jej bigbit

Recenzja płyty: Ania Rusowicz, „Genesis”

Universal Music / materiały prasowe
Płyta zdradza mocniejsze inspiracje zachodnim rockiem psychodelicznym niż rodzimym bigbitem.

Poprzednią płytę Ani Rusowicz „Mój Big-Bit” zapamiętaliśmy głównie dzięki nowym wersjom dawnych piosenek jej matki, Ady Rusowicz. „Genesis” to już w pełni autorska propozycja Ani, choć wciąż jest efektem tej samej fascynacji klimatem lat 60. Bardzo to hipisowskie, psychodeliczne, mocne i liryczne zarazem. Choćby piosenka „Co z tego mam?” – na początku przesłodko śpiewana a cappella, przechodzi potem z frazy na frazę w coraz potężniejsze brzmienie, niczym chóralna końcówka „You Can’t Always Get What You Want” Stonesów. Albo „Anioły” z anielską melodią, ale gitarowym podkładem jakby z Hendrixa. Tu i ówdzie pojawia się też estetyka bardzo przypominająca piosenki Jefferson Airplane. Płyta zdradza mocniejsze inspiracje zachodnim rockiem psychodelicznym niż rodzimym bigbitem, choć w „Polnych kwiatach” mamy gitarowy riff z „Gdybyś kochał” Breakoutów, zaś piosenka „To co było” brzmi jak bigbitowy evergreen Niebiesko-Czarnych. Tak czy siak to rzeczywiście bigbit nie do pomylenia, bigbit Ani Rusowicz.

 

Ania Rusowicz, Genesis, Universal Music

Polityka 40.2013 (2927) z dnia 01.10.2013; Afisz. Premiery; s. 71
Oryginalny tytuł tekstu: "Jej bigbit"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną