Przy mocnym akompaniamencie akordeonu, tuby i banjo wykonuje więc krótkie, surowe, czasem krzykliwe piosenki, mieszając czujnie napisane współczesne teksty z oryginałami Brzechwy („Żydokomuna”) czy Tuwima („Żandarm”). Jest to, owszem, kreacja, ale błyskotliwa, a przede wszystkim spójna, dzięki czemu zamiast grupy z przeglądu aktorskiego albo kabaretowego słyszymy Jarocin z roczników 30., załogantów z wrażliwością na folklor i muzykę klezmerską. Hańba! jest przy tym niepoprawna politycznie, bo choć to swego rodzaju rekonstrukcja historyczna (klimat potęguje oprawa i literackie słowo wstępne Ziemowita Szczerka), to przedstawia skrajnie krytyczny, niecukierkowy obraz międzywojennej rzeczywistości. Zderzenie powszechnego konserwatywnego sentymentu z przekazem może być brutalne. A teksty znanych już wcześniej z licznych koncertów piosenek „Narutowicz” i „Narodowcy” błyskawicznie sygnalizują, że ten punk odnalazł się po charakterystycznej dla niego lewackiej stronie barykady. Uwiera, bo miało uwierać.
Hańba!, Hańba!, Karoryfer Lecolds