Australijski muzyk, celujący w posępnych odmianach rocka, a później twórczości balladowej, pokazywał się już w filmie („20 000 dni na Ziemi”), ale była to autoprezentacja, a nie – jak tu – wiwisekcja. Teraz odsłonił się jako bezradny ojciec, który rok temu stracił syna, i próbując poradzić sobie ze stratą, zastanawia się, czy można ją przekuć w sztukę. Bo jak ktoś, kto i bez tego operował w mrocznych rejonach ludzkiej psychiki, ma zareagować w takiej chwili? Album „Skeleton Tree”, którego powstawanie widzimy w filmie, sugeruje, że odpowiedzią jest otwarcie się na innych – śpiewający drżącym głosem Cave jest tu prowadzony za rękę przez jego stałego muzycznego kompana Warrena Ellisa. Decydują się na niedoskonałość, rozpływające się rytmicznie utwory, improwizację, poruszający rodzaj błądzenia z przejściem na jasną stronę na końcu, w utworze tytułowym, najbardziej przypominającym resztę repertuaru Cave’a. Jako człowiek wyszedł z tego może pogruchotany, ale jako artysta po norwidowsku „zmierzył swojego kształt modelu” i tylko się wzmocnił.
Nick Cave and the Bad Seeds, Skeleton Tree, Bad Seed Ltd.