Na przelotnej fali popularności tzw. neo swingu w latach 90. wypłynęło kilkanaście bardzo dobrych, stylowych big-bandów, grających zarówno klasyczne kawałki z lat 30. i 40. XX w., jak i własne, odpowiednio stylizowane kompozycje. Moda przeminęła i większość tych zespołów wraz z nią. Nie oznacza to jednak, że muzycy zawiesili instrumenty na kołku. Przykładem niech będzie znakomita kalifornijska orkiestra Big Bad Voodoo Daddy. Niemal ćwierć wieku od założenia nadal z sukcesem koncertuje i nagrywa płyty. Ich najnowszy album nosi wiele mówiący miłośnikom jazzu tytuł „Louie Louie Louie”. To zdrobniałe imiona trzech gigantów jazzu i swingu, a są nimi Louis Prima, Louis Jordan i Louis Armstrong. Big Bad Voodoo Daddy nagrali własne wersje 13 klasycznych kompozycji trzech mistrzów. To solidna dawka swingu najwyższej jakości, mająca walor nie tylko artystyczny, ale i edukacyjny. Być może współczesny odbiorca, zaciekawiony tym, co proponuje BBVD, sięgnie po oryginały. A wtedy odkryje prawdziwy ocean muzycznych wspaniałości tworzonych przez artystów, a nie rzemieślników.
Big Bad Voodoo Daddy, Louie Louie Louie, Savoy Jazz